kogo? Za żandarma! Ją! „Pan rozumiesz, co to mogło być za życie w Barszczowicach”. I tak dalej, i dalej. Dochodzą mnie tylko urywki. Śmieszne i irytujące, rzewne i głupie. Tych z górnych pięter na szczęście nie słyszymy. Najlepiej jednak słychać komary, od których cała ciemność wibruje jak wnętrze własnej głowy po chininie. I tak usypiasz.
Budzi cię nieodmiennie przeraźliwy skrzyp ciężkich drzwi nad schodkami. Nie pamiętam, by którekolwiek drzwi na świecie umiały tak przeraźliwie miauczeć. Zwisały krzywo z zawiasów i tarły całym spodem o wyślizgany próg. Leżę tuż przy schodach i prosto w ocknięte tym skrzypem, ogłupiałe oczy wlewa mi się światło białego dnia. Po chwili powtórny skrzyp, grzmot schodków i cisza. Ktoś wrócił z ubomy. Po kojkach wszystko leży i nie rusza się. To pewnie jeszcze głucha, słoneczna noc. Zaciągam koc na głowę i próbuję prędko spać dalej. Właśnie! Jeszcze nie zdążyłam zamknąć oczu, kiedy znów ośli kwik drzwi i znów chlust światła pod koc. To znowu ktoś wyszedł. Czekam więc. Łudzę się, że gdy wróci, będzie jeszcze miejsce na krótkie post scriptum spania. Niestety -tak jak i mnie - drzwi pobudziły już nasze słowiki.
- Żeby cię szlag jasny trafił, kudło przeklęta - niesie się w ogólnej ciszy głos Raciszewskiej. - Już to nie mogło, bydlę takie, pięciu minut dłużej potrzymać...
- Fe! Jak to nieładnie dzień takimi brzydkimi słowami zaczynać, pani Raciśzewska...
- Panno Cesiu, jak Boga kocham, kiedy mnie zaraz jasna cholera trafiła na taką! Żeby tak na nikogo względu! Wszystko jeszcze śpi...
- Guzik kto śpi już teraz... - spada na nią, jak jastrząb, z górnego piętra zachrypnięty głos przemytnicy z Katowic. - Zostaw pani skrzypieć drzwi, a sama stul - taką a taką - mordę, bo to gorsze od wszystkiego. Rozpuściła tę parszywą jadaczkę na cały regulator i szczeka!
Tak wyglądają nasze przebudzenia. I cały dzień potem taki.
Mycie się jest połączone z niebezpieczeństwem [dla] życia. Mamy tylko jedno wiadro i tym wiadrem czerpie się wodę z rzeki. Pomost jest taki wąski, że się na nim z trudem dwie osoby miną. Nie ma żadnej burty ani żadnej poręczy. Spadzista, wiecznie mokra deska i rzeka. Nie wolno nam barży obchodzić dookoła. Mamy wyznaczony pewien odcinek tylko, z dziobem barży włącznie. Na 350 kobiet, które się chcą tu umyć i oprać, jest to śmiesznie mało. W dodatku na tym samym odcinku mieści się uboma.
169