344
(JKORCli r. KKNNAN
możliwość sowieckiej kontroli nad Europą Zachodnią - nawet jeśli (w co nic wierze) wysoce prawdopodobna-wydaje mi się mniejszą katastrofą. W końcu w Związku Sowieckim ludzie żyją. Dla wielu z nich życie lam nic jest nieznośne. Dotyczy to także Niemiec Wschodnich; dotyczy również Węgier. Nie jest tam jednak tak, jak ci ludzie by chcieli; jest to wszakże jakiś sposób życia i nic oznacza on końca eksperymentu ludzkiej cywilizacji; pozostawia otwartą drogę do dalszego rozwoju. A strat, którymi grozi nam katastrofa ekologiczna, nic zdołamy odrobić.
Źle rozkładamy akcenty. Mówimy o ratowaniu zachodniej cywilizacji w kontekście konfrontacji zbrojnej z Rosją ale poco mamy ją ratować? Czy po to, by za 2(1 czy 30 lat zabrakło nam ropy, minerałów i żywności i by doszło do wyniszczającego konfliktu między nami a przeludnionymi i niedożywionymi dwiema trzecimi ludzkości?
PrzedstawiI już pan dwa poważne argumenty na rzecz tezy. że nasz problem obrony zachodniej cywilizacji przed rzeczywistym lub urojonym zagrożeniem sowieckim jest źle postawiony i w gruncie rzeczy pozorny. Jednym z laku U argumentów jest dekadencja Zachodu: dezintegracja moralnej tkanki spole czeństw Europy Zachodniej i niezdolność do zaoferowania reszcie świata czegokolwiek wartościowego. Drugi wątek pańskiego rozumowania polega na twierdzeniu, że nasze zaabsorbowanie niebezpieczeństwem sowieckiego ekspansjonizmu jest następstwem fałszywej koncepcji priorytetów: tym. co pewne, jest katastrofa ekologiczna, podczas gdy katastrofa związana z. zagrożeniem sowieckim nie musi nastąpić i prawdopodobnie nigdy nie nastąpi: jeśli zaś do niej dojdzie, możemy ją przeżyć.
Wydaje mi się, że Zachód nie ma szans zwycięstwa przy założeniu realizacji któregokolwiek z pańskich scenariuszy. Nadto, klimat moralny pańskiego rozumowania sugeruje, iż zdaniem pana. Zachód nie tylko nie może zwyciężyć, ale nic zasługuje na zwycięstwo.
Przebył pan długą drogę od zawartej w American Diplomacy (1951) obrony ..polityki mocnego powstrzymywania. która ma unaocznić Rosjanom, że każda próba naruszenia interesów pokojowego, stabilnego świata spotka się ze zdecydowanym przeciwdziałaniem ”.
Czy rzeczywiście twierdzi pan dziś, że ta doza wolności, która jest udziałem, na przykład. Polski czy Węgier, wystarczy, by stawiać te zasadniczo totalitarne państwa na równi z Holandią czy z Wielką Brytanią, i uznać w związku z tym. ic cala idea obrony zachodniej cywilizacji jest bezzasadna i (w obliczu możliwości katastrofy ekologicznej) pozbawiona wszelkiego znaczenia ?
Oczywiście, że nic. Różnice istnieją i są ważne. Upadek Zachodu nie jest faktem ostatecznie dokonanym, podobnie jak owa wielka katastrofa fizyczna. Gdyby ludzie na Zachodzie zdołali zerwać z obsesją, że Rosjanie marzą tylko o tym. by rzucie na nich bomby, zajęli się natomiast tym. co dzieje się z naszą planetą i dołożyli starań, bezzwłocznie i zdecydowanie, by zapobiec grożącej im katastrofie, uczyniliby bez porównania lepiej. Proszę pamiętać, że jeśli chodzi o zanieczyszczenie środowiska, to jest to przede wszystkim sprawa wielkich spo-leczeństw przemysłowych, zajmujących urodzajne obszary półkuli północnej Gdyby udało się je nakłonić, aby postępowały inaczej, mielibyśmy chwilę wytchnienia. W przeciwnym razie czeka nas nieodwołalna katastrofa. Czyż więc (by powtórzyć coś, czego nie sposób powtarzać zbyt często) zachowujemy się
OD POWSTRZYMYWANIA DO POWSTRZYMYWANIA...
345
realistycznie poświęcając tak wiele uwagi zabezpieczaniu się przed Rosjanami, którzy, Bóg mi świadkiem, nie są olbrzymami, mają mnóstwo własnych kłopotów. nie potrafią*zapewnie sobie normalnie funkcjonującego rolnictwa, nic umieją rozwiązać problemu mieszkań dla własnej ludności, gwałtownie tracą prestiż i przywódczą rolę w światowym ruchu komunistycznym i muszą liczyć się z Chińczykami nad swą długą granicą na wschodzie? Czy nie jest rzeczą groteskową wydatkować tak wiele energii na przeciwstawienie się takiej Rosji w obronie Zachodu, który jest pogrążony w zamęcie i głębokim uczuciu wewnętrznego rozkładu?
Pokażcie mi najpierw Amerykę, która skutecznie uporała się z problemami przestępczości, narkomanii, pogarszania się standardów oświatowych, rozkładu miast, pornografii i dekadencji wszelkiego innego rodzaju - pokażcie mi Amerykę, która wzięła się w garść i jest taka, jaka być powinna, a wtedy powiem wam, jak mamy się bronić przed Rosjanami. Na razie jednak nie widzę większego sensu w organizowaniu się do obrony przed Rosjanami sklepów porno w centrum Waszyngtonu. Faktem jest, że Rosjanie mają znacznie lepsze wyniki w zwalczaniu pornografii.
Proszę wziąć pod uwagę, że dla celów argumcntacyjnych przejaskrawiam sprawę; jest to jeden z powodów, dla których zarzłica mi pan sprzeczność. Jeśli chce się zobaczyć obie strony medalu, trzeba, co najmniej na chwilę, każdą jego stronę przesadnie wyeksponować.
Jest to także jedna z pożytecznych technik dialogu i ja sam, jak pan zapewne zauważył ku własnej konsternacji, nie unikam przesady, gdy chcę rozmówcę o czymś przekonać.
Pańska postawa w kwestii obrony Zachodu uległa, jak mi się wydaje, głębokim zmianom w okresie ostatniego ćwierćwiecza, a może nawet wciągu ostatnich sześciu czy siedmiu lat, gdyż wypowiedź, którą za chwilę zacytuję, chociaż pochodząca z 1949 roku, została przez pana przytoczona (w moim odczuciu - z aprobatą) w Mcmoirs w 1968 roku.
Znajdujemy tu całkiem inną ocenę wartości zachodniej cywilizacji i inne zalecenia w kwestii, jak powinniśmy podchodzić do sprawy własnej obrony przed dyktaturami.
Jest rok 1949: odwiedza pan zdewastowany przez wojnę Hamburg, miasto, które pan znal i podziwiał przed wojną. Oto, co pan pisze:
...zdałem sobie nagle sprawę, że te ruiny stanowią bezsporny symbol, którego ludzie Zachodu nie powinni zignorować. Jeśli świat zachodni ma mieć słuszne pretensje do moralnie wyższego punktu wyjścia... to musi on nauczyć się prowadzić swe wojny zarówno pod względem moralnym, jak i militarnym, albo nie prowadzić ich wcale; zasady moralne bowiem stanowiły część jego siły. Pozbawiony tej siły przestaje on być sobą; jego zwycięstwa nie są już prawdziwymi zwycięstwami; i na dłuższą metę może tylko zniszczyć aureolę, która go otacza. Wojskowi uznają to za naiwność; powiedzą, że wojna jest wojną, że prowadząc ją Intsba walczyć wszystkimi dostępnymi środkami lub pozwolić się pokonać. Ale jeśli to prawda, to na zachodniej cywilizacji ciąży gorzki obowiązek. by być militarnie silniejszą niż jej przeciwnicy o margines pozwalający jej obyć się bez tych środków, które zapobiegają klęsce tylko za cenę podkopania zwycięstwa.