318 <;korci: k. kknnan
założeniu, że Związek Sowiecki postąpi tak samo..." Sądzę, że stosując politykę tego rodzaju można by wywrzeć-za pośrednictwem opinii afrykańskiej silną presję na przywódców sowieckich.
Pańska wiara w silę przykładu jest bardzo pociągająca, zakłada bowiem, żc człowiek jest istotą zasadniczo dobrą i racjonalną; wątpię jednak, czy u twardym święcie międzynarodowego współzawodnictwa jest miejsce dla uczuć tego rodzaju. Czy wierzy pan, że zawodowi rewolucjoniści, tacy jak Stalin czy Lenin. a także obecna, konserwatywna, lecz ckspansjomslyczna hierarchia, będą się kierować względami tego typu? Ich reakcja polegałaby nic na uświadomieniu sobie, żc Amerykanie dali szlachetny przykład, który oni (Rosjanie) powinni naśladować, lecz na nabraniu przekonania, że kapitalizm amerykański stal się tak slaby, iż można już bezpiecznie wykorzystywać wszędzie sprzyjające okoliczności.
Jestem, oczywiście, świadom tego, żc idea dawania światu przez Zachód dobrego przykładu zamiast stosowania siły i związana z nią idea biernego oporu jest podstawą pańskiego podejścia do polityki międzynarodowej. Idee te przyświecały już pańskim ..BUC Reith l.ectures” u 1957 roku. kiedy mówił pan. że w przypadku sowiccko-amcrykańskicgo mezaangażowania obrona europejska powinna opierać się na silach paramilitarnych według szwajcarskiego modelu terytorialnego:
Szkolenie tych sil powinno się prowadzić w taki sposób, by przygotować je nie tylko do wszelkiego rodzaju jawnego oporu wobec ewentualnego najeźdźcy, lecz także do roli centrum cywilnego ruchu oporu na każdym terytorium ... opanowanym przez wroga...
A o współzawodnictwie nuklearnym powiedział pan:
Zrezygnujmy całkiem z tej broni: niech nasze bezpieczeństwo opiera się na lasce Bożej, na czystości naszych sumień, a także na tej dozie zdrowego rozsądku i ludzkich uczuć, które posiadają nawet nasi przeciwnicy; ale przynajmniej żyjmy jak ludzie, z podniesionymi głowami, póki u' ogóle dane jest nam żyć.
Czy mam rację odnajdując w tym wszystkim purytańskic poczucie winy - prze konanie, że Ameryka jest zbyt bogata, zbyt potężna, zbyt wulgarna, zbyt zuchwała, i co ipso winna? Winna przede wszystkim dlatego, ponieważ mc cierpiała wtedy, gdy inni cierpieli, i musi jeszcze doznać klęsk, zanim będzie mogła dołączyć do reszty ludzkości?
Możliwe, możliwe. Głównym motywem, którym kieruję się namawiając do stopniowego i warunkowego wycofywania się z naszych daleko idących zaangażowań w sprawy innych krajów, jest przekonanie, że nie mamy czego uczyć świata. Powinniśmy przyznać, że nic znamy rozwiązań dla problemów spoić czeństwa ludzkiego we współczesnym święcie. Nadto, każde społeczeństwo ma swe specyficzne właściwości, które my, Amerykanie, nie dość dobrze rozumie my; nic chcę więc, by spoczywała na nas odpowiedzialność za sprawy ludzi, których nie pojmujemy. Chciałbym, byśmy oddziaływali na świat - jeśli potrą firny-silą przykładu w tym stopniu, w jakim inne narody chcą brać z nas przykład i sądzą, że mogą go do siebie zastosować. Odrzucam jednak stanowczo, jak panu wiadomo, przekonanie o uniwersalności amerykańskiego doświadczenia. Nic mieliśmy nigdy dotąd wspólnego doświadczenia z innym krajem i nie będziemy go mieć w przyszłości. Nigdy już żadnemu narodowi nie będzie
Ol) POWSTRZYMYWANIA...
319
dane zagospodarować ogromnego, bezludnego obszaru północnej, umiarkowanej strefy świata. Proszę pomyśleć o potencjalnym bogactwie tego kontynentu i o sposobach, jakimi ludzie ujarzmili go dla swoich potrzeb, a także zdewastowali, wskutek chciwości, jego jeziora, lasy i wybrzeża. Cale to bogactwo i przestrzeń stworzyły w Ameryce możliwości, które sprawiły, że amerykański sposób widzenia świata jest jedyny w swoim rodzaju, a więc nie daje się zastosować do żadnego innego społeczeństwa. j
Stanom Zjednoczonym przypadło w udziale przewodzenie światu, lecz nic mogq zaoferować one swego przywództwa. Czy nie jest to także jedyny taki przypadek w historii?
Przywództwo jest niemożliwe z dwu powodów, o których była już mowa:
(I) ponieważ Stany Zjednoczone nie maję nic do powiedzenia zewnętrznemu światu, oraz (2) ponieważ ten rodzaj sprawowania rządów, który ma miejsce w naszym kraju, nie pozwala - nawet gdybyśmy mieli coś ważnego do przekazania światu - nadać temu kształtu konsekwentnie realizowanej polityki zagranicznej.
Kilka lat temu miałem okazję rozmawiać z jednym z przywódców afrykańskich. którego nazwiska tu nie wymienię. Spotkanie było zaaranżowane przez moich przyjaciół, a ja sam nic miałem na nie zbyt wielkiej ochoty.
„Czuję się zaszczycony tym spotkaniem", powiedziałem owemu afrykańskiemu przywódcy, „jestem jednak zakłopotany; przyjaciele prosili mnie, abym porozmawiał z panem, lecz ja nie mam panu nic do powiedzenia, a sądzę, że mój kraj również nie powinien panu nic mówić’*;
„Jak pan to rozumie?”, zapytał mój rozmówca.
„Nie jestem skłonny nic mówić, częściowo dlatego, iż sądzę, żc nic potrafimy wskazać rozwiązania pańskiego problemu, częściowo zaś - ponieważ czuję, iż cokolwiek bym powiedział, musiałoby to być źle zrozumiane; taka już jest otaczająca nas atmosfera". On nalegał jednak, abym coś powiedział. „Co Stany Zjednoczone powinny, pańskim zdaniem, zrobić w naszej sprawie?", zapytał.
„Całkowicie zostawić was samym sobie”, odpowiedziałem. „Gdyby to ode mnie zależało, nie mielibyście żadnej okazji, by skarżyć się na zainteresowanie ze strony Stanów Zjednoczonych, o ile nie prosilibyście o nic usilnie. We wszystkich innych przypadkach zostawilibyśmy was w spokoju”.
Mój rozmówca odrzucił w iyl głowę i roześmiał się; „Nic możecie tego zrobić
jesteście już wciągnięci - nic uda wam się wycofać".
Nic sądzę jednak, byśmy byli nieodwołalnie wciągnięci w sprawę Afryki czy w sprawy dziejące się gdziekolwiek indziej. Powinniśmy zacząć od przestrzegania takiej z grubsza zasady: jeśli jakiś rozwijający się kraj zwraca się do nas z prośbą typu „Chcemy od was tego a lego jako rady lub pomocy”, zapytałbym go najpierw: „Dlaczego jesteście zdania, żc powinniśmy wam to dać?” A jeśli już mielibyśmy to zrobić, powiedziałbym: „Chcemy, aby zostało zapisane w odpowiednich dokumentach, żc czynimy to na wyraźną prośbę, z waszej, a nic naszej inicjatywy”. Zapobiegłoby się w ten sposób wielkiej liczbie nieporozumień wokół amerykańskiego neokolonializmu, imperializmu, itp. Nawiasem mówiąc, w taki właśnie sposób powinniśmy się byli zachować wobec de Gaulle’a w latach, gdy był u władzy. •
Nic jestem pewien, czy pański afrykański przywódca rzeczywiście przesadził wołając: ..Jesteście w to wciągnięci”. Raymond Aron wypowiedział w swej