właściwości czarnej żółci. Czarna żółć „jest metaforą, która o tym nie wie” (Starobinski) i która narzuca siebie jako fakt doświadczalny: albowiem wyobraźnia chce wierzyć, że istnieje jakaś materia melancholii. I kiedy dzisiaj używamy tego określenia w sensie przenośnym, przecie kołacze się jeszcze w naszej metaforze sens substancjalny. Zresztą licho wie, co w nas tak naprawdę krąży, co się z nas pluje. Nad nami planeta Saturn, a w nas przecież coś pili i kłuje, przecież coś się ciemno przelewa, coś tam jest w tej mazi... Nawet Freud, choć kontynuuje nową, psychogenetyczną tradycję myślenia o melancholii, pozostaje pośrednio dłużnikiem wyobrażeń czarnej żółci w swojej analizie narcystycznych zachowań melancholii. O tym jednak szczegółowo za chwil parę, gdyż chyba nigdzie, przechodniu, ci się nie śpieszy, gdyż tego jednego -czasu - nigdy w Twej smutnej włóczędze nie brakuje.
Freudowskie rozpoznanie podmiotu melancholijnego - „ja” zdezintegrowanego, nie dającego się już pomyśleć jako całość i nie wchodzącego w żadne zewnętrzne relacje | staje się bardzo istotne dla opracowania koncepcji istnienia „poza zasadą przyjemności”, dominującej w późnym pisarstwie Freuda, a wybijającej na pierwszy plan popęd śmierci jako motor życia psychicznego. Podmiot melancholijny, owo „nic, które boli”, jest zawsze antykar-tezjański, gdyż wydrążony, rozproszony, na wewnętrznym wygnaniu. Im bardziej „myśli” - tak jak „myśli”
0 Andromasze, łąbędziu, zagubionych marynarzach i niewolnikach włóczęga Beaudelaire'a -_tym jest go mniej d.ik właśnie: myślę, więc mnie nie ma), tym bardziej pogłębia się jego smutek. Można powiedzieć, że melancholia od zawsze, na prywatny sposób swych milionów przypadków, dokonywała podważenia metafizyki obecności
1 podmiotu, zatem dzieła, którego podjęły się gruntownie ostatnie prądy filozofii XX wieku. Przeprowadza ona bowiem naturalną, by tak to nazwać, krytykę podmiotu; osłabia go na różne sposoby, wycofuje, zaciekle uprawia /wątpienie, które - w stanach skrajnych - posuwa się do
21