wymieniają się co chwila, jak w szopce, poszczególne postaci bez żadnego związku przyczynowego między sobą, aby szybko ustąpić miejsca osobom nowym. Ale ten ruch ustawiczny, w istocie zupełnie naturalny, bo każdy z licznych weselników szuka na chwilę samotności, aby odetchnąć po szaleństwie zabawy, trwającej w izbie sąsiedniej, prezentuje oczom widowni korowód osób, w których odbija się cały krakowski fin-de-siecle inteligencko artystyczny, bałamucący się flirtem z wsią kolorową, z wsią w istocie nie istniejącą realnie, bo widzianą przez pryzmat inteligenckiego, estetyzującego spojrzenia. W krótkich scenach, w niewielu słowach kreator tej komedii potrafił genialnie uchwycić istotę charakteru, nastroju i myślenia każdej postaci, dekonspirując je jak gdyby w świetnym, finezyjnym dialogu, iskrzącym się wszystkimi możliwymi tonami dowcipu, żartu, ironii, sentymentalizmu, afektacji, powagi i wzniosłego wzruszenia; Są w niektórych słowach, rzucanych na pozór jakby od niechcenia, miejsca niezrównanej piękności i poezji, jak w tym króciutkim epizodzie z III aktu między Poetą a Panną Młodą, która opowiada temu pięknemu panu swoje dziwne, półsenne majaczenia, jakie miała przed chwilą, gdy „od tańcenia” osłabła zdrzemała się na przelotny moment. Śniła jej się złota karoca, a w niej diabły gdziesik ją wiozący:
PANNA MŁODA
Śniło mi sic, że siadom do karety a oczy mi sie kleją — o rety —
Śniło mi sie, że siedzę w karecie i pytam sie, bo mie wieżą przez lasy, przez jakiesi murowane miasta —
„a gdziez mnie biesy wieziecie?” a oni mówią: „do Polski” —
A kaz tyz ta Polska, a kaz ta? pon wiedzą?
POETA
po całym święcie
możesz szukać Polski panno młoda i nigdzie jej nie znajdziecie
PANNA MŁODA
to może i szukać szkoda
POETA
a jest jedna mała klatka — o niech tak Jagusia przymknie rękę pod pierś
1%