tej w praktyce nic korzystają lub, jeśli korzystają, to w sposób nie rokujący dobrych wyników. Pracownicy placówek naukowych sąsiadujących z wytwórniami filmowymi aż nadto dobrze znają owe nerwowe telefony: Przyjeżdżamy za chwilę, ogromnie nam się spieszy, pokażcie nam, z jakich armat strzelali Niemcy do obrońców Głogowa za Krzywoustego. Co? nie strzelali z armat? A z czego? Aha, z balist, no to wypożyczcie nam fotografię takiej balisty z XII wieku. Nie macie? nic zachowały się? Dziwne! I nie macie naprawdę nic tego rodzaju? Tylko miniatury z XV wieku? To świetnie, skorzystamy. Cóż to w końcu za różnica! I tak nikt się na tym nie pozna...
Przykład jest oczywiście zmyślony i trochę (nie za wiele!) przejaskrawiony. Może jednak dobrze zilustrować sytuację istniejącą zupełnie realnie. Ludzie o wyrobionej kulturze historycznej, umiejący podejść do odtworzonej epoki ze znawstwem, a przynajmniej z zamiłowaniem, stanowią niestety w naszych środowiskach filmowych wyraźną mniejszość. Tym bardziej godną uznania.
Być może ulegamy sugestii własnych zainteresowań, wydaje się nam jednak, że szczególnie jaskrawe bywają właśnie grzechy popełniane w rekonstrukcji średniowiecznego i w ogóle historycznego uzbrojenia i ubioru wojskowego. Autorzy tych rekonstrukcji najczęściej zapominają, że broń miała (i ma nadal !) bardzo wyraźnie sprecyzowane, praktyczne przeznaczenie. Jest narzędziem walki. Powinna skutecznie razić przeciwnika, a także równic skutecznie unieszkodliwiać zadawane przez niego ciosy. Jeśli nie może spełniać przynajmniej jednego z tych zadań, nie ma w ogóle racji bytu. Nikt nie obwieszałby się ciężkim, a zarazem kosztownym żelastwem, gdyby niechęć pokonania, a przynajmniej zastraszenia wroga oraz równa jej chęć zagwarantowania całości własnej skórze. Tymczasem w na-
24