nak zawisł nad ma głową, odkryłem, że był raczej skrzydlatym żółwiem o płaskim, opancerzonym ciele. Kołował nade mną niczym jastrząb, pewnie i majestatycznie, i nie wzbudzał, mimo dzikości swej postaci, strachu. Przeciwnie, poczułem, że jest dobroczynny, jak cale to miejsce życiodajny, i że jego kołowanie, majestatyczne, niespieszne, jest niczym zachęta do istnienia, które się zaczyna i będzie trwało tak może długowiecznie, jak długowieczny jest jego opancerzony żywot. 1 wówczas wśród traw na polanie dostrzegłem ku memu zdumieniu skulone i leżące sylwetki ludzi. Spojrzałem na nich uważniej; drzemali, bądź wpatrywali się w ziemię, zastygli, bez gestu i słowa, poruszani tylko własnym oddechem. Znałem ich. była tam wdowa z piętra niżej w moim domu, ciężko chora Murzynka, poznana kiedyś na wernisażu, stary marynarz, który tak chętnie wspominał swe podróże po wyspach Oceanii, a za nimi inni jeszcze. Ożywiony ciepłem, natchniony i zauroczony przyjaznym lotem żółwia, zawołałem do nich, by spojrzeli w górę, «to dobry znak, znak życia» - mówiłem. Byli obojętni, znużeni, nie próbowali nawet unieść głowy; prosiłem ich coraz rozpaczliwiej, lecz na próżno. Słyszeli, lec/ się nie ruszali, wiedzieli, lecz nie mieli sił. Siedziałem na polanie z rosnącą melancholią. coraz smutniejszy, łagodnie i głęboko. I choć wszystko wokół szykowało się do rozkwitu, było kształtne i materialne, tak ciepło snujące się w powietrzu i tak przyjazne, wszystko wydawało mi się coraz bardziej nierzeczywiste. nieobecne. Wyszedłem z parku, lecz wrażenie pozostało i przyciągało jak magnes, powracało jak głód. I w niejednym jeszcze śnie zachodziłem tam często, na Melancholijną Polanę, spełnić posłusznie Rytuał Melancholii. rytuał dwóch fikcji: odczuwać istnienie jako nierzeczywiste, zaś w nierzec/ywistości wyłapywać babie lato życia” (Opowieści bioniegraficzne).
Niecli tak będzie; ale o tej nierzec/ywistości lepiej opowie Kierkegaard.
Cr
Rozpoznanie accdii jako atrołli woli i jako perwersji pragnienia otwiera drogę do etycznych rozważań nad melancholią. Przytoczę raz jeszcze, całym teraz zdaniem, słowa Kierkegaarda: „Jednakże melancholia jest grzechem. właściwie grzechem instar onmiutn. albowiem jest grzechem nic chcieć z całej duszy swojej, nie pragnąć - to jest matką wszystkich grzechów5'. Na romantyczną modłę Kierkegaardowska refleksja nad melancholią krąży wokół „dysproporcji ciała i duszy55, pojętych jako kategorie, dla „ciała”: rzeczywistości - skończoności. dla „duszy55: możliwości nieskończoności. O owej możliwości rysującej się przed „duszą55 Kicrkegaard pisze jako o „niezwykłym zwierciadle, w którym człowiek wyobraź-niowo się odbija’5 i się gubi. I melancholię przez niego analizowaną można zamknąć w takiej mniej więcej nicji (za Jean-Franęois Marquetem; w cudzysłowach używam wyrażeń Kierkegaarda): jest ona przewagą możliwości nad rzeczywistością, „kondensacją możliwości’5, uciskiem świadomości przez „czarownicę Możliwość”. A skutek melancholii to katastrofalna „niecierpliwość55 wobec faktycznego świata i wobec „ja55 w danej
113