To, co mnie otaczało, nie wyglądało bynajmniej weselej: był to wewnętrzny podwórzec mołdawskiego zamku z czternastego stulecia.
Kostaki wypuścił mnie ze swych ramion, stawiając Ostrożnie na ziemię i niemal zaraz znalazł się przy mnie; mimo to jednak Gregoriska go ubiegł. Tak jak powiedział, on był na zamku panem.
Na widok młodzieńców, przybywających z jakąś obcą kobietą, nadbiegła czym prędzej służba. A choć starała się dogodzić obu swoim panom, widać było, że większymi względami i głębszym poważaniem otacza starszego z braci.
Zbliżyły się dwie kobiety, którym Gregoriska rzucił rozkaz, a ku mnie skinął, abym poszła za nimi. Tyle było czci w spojrzeniu, jakie towarzyszyło jego gestowi, że nie zawahałam się ani na chwilę. Po kilku minutach znalazłam się w pokoju, który mimo iż wydałby się komuś najmniej wymagającemu surowy i niezamieszkany, był najwidoczniej najpiękniejszy w całym zamku.
W wielkiej czworokątnej komnacie stała kryta zieloną materią kanapa, w dzień służąca do siedzenia, a w nocy do spania, kilka foteli dębowych, wielka skrzynia, a w jednym z rogów baldachim, podobny do dużej, wspaniałej stalli kościelnej. Nie było żadnych portier w oknach, ani jakichkolwiek zasłon.
Do tego pokoju wiodły schody, na których stały w zagłębieniach trzy posągi Bran-kowanów nadnaturalnej wielkości.
Po chwili wniesiono do izby bagaże, wśród których znajdowały się moje kufry, a kobiety zaofiarowały mi swe usługi. Zaczęłam doprowadzać do porządku mój strój, który nieco ucierpiał na skutek opisanych wypadków. Zostałam jednak w amazonce, jako najbardziej harmonizującej z ubiorem tutejszych gospodarzy. Niebawem rozległo się lekkie pukanie do drzwi.
i Proszę - odezwałam się po francusku, ten język bowiem był dla Polaków, jak państwu wiadomo, niemal drugim językiem ojczystym.
Wszedł Gregoriska.
- Jakżem szczęśliwy, że pani mówi po francusku.
- I ja też rada jestem - odparłam - gdyż dzięki temu mogłam ocenić pańskie wspaniałomyślne postępowanie. Posługując się tym językiem, bronił mnie pan przeciwko swemu bratu i również w tym języku wyrażam panu swoją szczerą wdzięczność.
- Dzięki. To całkiem zrozumiałe, że zainteresowałem się kobietą w pani sytuaq'i... Polowałem w górach, kiedy usłyszałem bezładną i przeciągłą strzelaninę. Zrozumiałem, że chodzi o jakiś zbrojny napad. Skierowałem się na ogień, mówiąc języ-
Rozdział XIII ZAMEK
brankowanów