wiek jest mój. Pilnujcie się, bym jeszcze raz nie spotkał was przy nim, albo będziecie musiały bać się mego gniewu! Ostrzegam was po raz ostatni!
Piękna dziewczyna odpowiedziała z podłym, kokieteryjnym uśmiechem:
- Nigdy nie kochałeś i nigdy nie pokochasz!
Na to wmieszały się pozostałe dziewczęta i zabrzmiał tak smutny, twardy, bezduszny śmiech, że omal nie postradałem zmysłów; było to coś takiego, jakby diabły żartowały ze sobą. Potem hrabia odwrócił się, przez chwilę spoglądał na mnie uważnie i rzekł najcichszym szeptem:
-1 ja potrafię kochać; same mogłybyście opowiedzieć, jak to dawniej bywało. Może nie? Dobrze, przyrzekam wam, że będziecie mogły całować go do woli, gdy przestanie mi być potrzebny. Ale teraz odejdźcie! Odejdźcie! Muszę go teraz obudzić, bo wiele jest jeszcze dziś do zrobienia.
-1 nic już nie dostaniemy tej nocy? - powiedziała z cichym śmiechem jedna z nich, wskazując na tobołek, który hrabia rzucił na podłogę, a który poruszał się, jakby było tam coś żywego. W odpowiedzi skinął głową. Jedna z dziewcząt podskoczyła, otwarła tobołek; jeśli uszy mnie nie zmyliły, dobiegały z niego jęki i dche kwilenie, jakby na wpół uduszonego dziecka. Wszystkie trzy pchały się do niego, a ja zesztywniałem wprost z przerażenia; ale kiedy spojrzałem w tamtą stronę, znikły, a wraz z nimi tobołek. W pobliżu nie było drzwi, a koło mnie nie mogły przejść, nie będąc przeze mnie zauważone. Zdały się rozpłynąć po prostu w promieniach księżyca i przeniknąć przez okno, gdyż na zewnątrz przez chwilę jeszcze mogłem rozpoznać ich rozmyte, podobne do cieni kontury, zanim zupełnie znikły.
Potem przejęła mnie zgroza i straciłem przytomność. [...]
24 czerwca, przed świtem. Ostatniej nocy hrabia pożegnał mnie wcześnie i zamknął się w swoim pokoju. Skoro tylko poczułem się wolny, popędziłem po kręconych schodach na górę i wyjrzałem z okna na południe. Mam zamiar dawać baczenie na poczynania Draculi, gdyż coś tu się dzieje. Cyganie koczują na zamku i wykonują jakąś pracę. Wiem to na pewno, gdyż tu i ówdzie słyszę, niczym z oddali, stłumione dźwięki łopat i siekier. Cokolwiek by to było, celem tej pracy jest z pewnością jakieś okrutne łajdactwo.
Stałem przy oknie niecałe pół godziny, kiedy coś wyczołgało się z pokoju hrabiego. Cofnąłem się, wyglądałem jednak dalej, pełen napięcia, i dostrzegłem, jak ów ktoś wydostawał się na zewnątrz po murze. Przeżyłem kolejny szok, gdy rozpoznałem, że nosi moje podróżne ubranie, a na plecach ma owo niesamowite zawiniątko, które, jak widziałem niedawno, zabrały te upiorne kobiety. Co do celu jego wyprawy nie mogło być jakichkolwiek wątpliwości; ale do tego jeszcze użył mego