nienko, pani czarujący nosek jednak się prostuje! To środek leczniczy, nie ma pani jednak pojęcia, jak jest stosowany. Położę kwiaty na pani oknie, potem splotę piękny wianek, który owinę pani wokół szyi, aby mogła pani spać spokojnie.
0 tak! podobnie jak kwiat lotosu, przynoszą zapomnienie wszelkiego cierpienia. Pachną jak wody Lety i źródło młodości, którego konkwistadorzy szukali na Florydzie i które znaleźli za późno.
Gdy to mówił, Lucy wzięła kwiaty do rąk i powąchała. Potem odłożyła je i zawołała, na wpół z rozbawieniem, a na wpół z odrazą:
- Ależ panie profesorze, wydaje mi się, że chciał pan sobie ze mnie zażartować. Te kwiaty to przecież zwykły czosnek.
Ku memu najwyższemu zaskoczeniu Van Helsing powstał i rzekł z najgłębszą powagą, ściągając krzaczaste brwi:
- Żadnych psot! Ja nigdy nie żartuję. Doskonale wiem, co czynię, i ostrzegam panią przed przeciwstawianiem się mej woli. Proszę wziąć sobie me słowa do serca, jeśli nie ze względu na siebie samą, to ze względu na innych.
Ponieważ zobaczył, że przestraszył chorą bardziej, niż zamierzał, powiedział łagodniej:
- Moje drogie dziecko, niech się pani mnie nie lęka. Pragnę przecież tylko pani dobra. Ale w tych zwykłych roślinach kryje się siła, która może pani przynieść jedynie pożytek. Widzi pani, sam stawiam je tutaj, w pani pokoju. Sam splatam wianek, który ma pani nosić. Ale sza!... Niech pani nie rozmawia o tym z nikim innym, gdyby nawet miał pytać bardzo natarczywie. Musi pani być posłuszna, a milczenie jest częścią posłuszeństwa. Posłuszeństwo zaprowadzi panią, silną i zdrową, na powrót w wyciągnięte ramiona narzeczonego. Proszę przez moment siedzieć spokojnie. Niech pan pozwoli ze mną, Johnie, mój przyjacielu, i pomoże mi udekorować pokój tymi kwiatami czosnku, które przybyły prosto z Haarlemu, gdzie mój przyjaciel Van der Poll hoduje je przez cały rok w szklarniach. Musiałem wczoraj wysłać telegram, by je na dziś sprowadzić.
Poszliśmy do pokoju, biorąc z sobą rośliny. Praktyki profesora z pewnością wydawały się bardzo dziwne i nie można byłoby na ich temat znaleźć niczego w znanych mi podręcznikach farmacji. Najpierw bardzo starannie pozamykał okna, potem wziął pełną garść czosnku i natarł nim framugi okienne, jakby pragnąc upewnić się, że każdy powiew powietrza, który dostanie się z zewnątrz, będzie niósł jego woń. Potem natarł framugi drzwi na górze, na dole i po bokach i w końcu w ten sam sposób potraktował miejsce koło kominka. Wszystko to wydawało się bardzo śmieszne i powiedziałem do niego:
- Panie profesorze, wiem przecież, że wszystko, co pan robi, ma sens, ale to, co robi pan teraz, jest dla mnie rzeczywiście zagadką. Dobrze, że nie mamy tu żadne-