go kpiarza, gdyż powiedziałby, że uprawia pan czary, by nie dopuścić jakiegoś Złego ducha.
- Może właśnie o to mi idzie! - odpowiedział spokojnie, zaczynając splatać wianek, który miał założyć Lucy na szyję.
Czekaliśmy jeszcze, aż Lucy zakończy toaletę wieczorną. Kiedy potem leżała już w łóżku, Van Helsing podszedł do niej i sam ułożył jej wianek wokół szyi.
- Niech pani uważa, żeby go nie przesunąć - powiedział na koniec. - Nawet gdyby powietrze w pokoju miało wydawać się duszne, niech pani dzisiejszej nocy nie otwiera ani okna, ani drzwi. [...]
13 września. [...] Znów podciągnąłem żaluzję, podczas gdy Van Helsing zbliżał się do łóżka. Tym razem nie przestraszyła go szczupła twarzyczka o tej samej co poprzednio straszliwej, woskowej bladości. Jego oblicze wyrażało najgłębszy, gorzki smutek i bezgraniczne współczucie.
- Tak jak oczekiwałem - mruknął, wciągając głęboko powietrze z tym świszczącym dźwiękiem, który tak wiele u niego mówi.
Bez słowa podszedł do drzwi i zamknął je. Potem znów rozłożył instrumenty na małym stoliku, by wykonać nową transfuzję. Ja także już dawno zorientowałem się, że jest to konieczne, i zacząłem zdejmować surdut, ale on gestem nakazał mi, bym się wstrzymał.
- Nie - powiedział. - Dzisiaj to p a n musi przeprowadzić operację. Ja dam krew. Pan jest już zbyt osłabiony. - Mówiąc to, ściągnął surdut i podwinął rękaw koszuli. Znów zaczęła się operacja. Znowu narkotyk, znowu powrót odrobiny rumieńca na kredowoblade policzki i regularny oddech zdrowego snu. Tym razem to ja czuwałem, podczas gdy Van Helsing regenerował siły i wypoczywał.
Skorzystał z okazji, by powiedzieć pani Westenra, że nie powinna zabierać niczego z pokoju Lucy, nie zasięgnąwszy jego rady. Woń roślin ma wartość leczniczą i tworzy część jego terapii. Potem znów przejął prowadzenie kuracji, mówiąc mi, że tej i następnej nocy zamierza sam czuwać przy Lucy i da znać, gdy będzie mnie potrzebował.
Po upływie dalszej godziny Lucy ocknęła się ze snu świeża i rześka, pozornie wcale nie tak bardzo wycieńczona straszliwą próbą sił. [...]
Pamiftnik Lucy Westenra
17 września. Cztery dni i cztery noce spokoju. Znów staję się tak silna, że niemal sama siebie nie poznaję. Czuję się, jakbym miała za sobą długi, ciężki, koszmarny sen i jakbym obudziła się właśnie, by ujrzeć wspaniały blask słońca i poczuć wo-