- Widzę, pamiętam i tak samo nic nie rozumiem! - pomyślał, chwiejąc się niby liść na rozhukanych falach. - Przecież ja widzę tylko fakty, powierzchnie jakichś przypadkowych realizacji, czegoś niewiadomego ślepiące majaki! Ale co jest tam w głębi? Kto jest reżyserem tych kukieł człowieczych? I kim jest właściwie Daisy! Jakąż rolę gram w tym wszystkim? - szarpał się w nieroze-rwanych sieciach tajemnicy, które go wlokły przez głębię męki, udręczeń i daremnych pytań. [...]
Czasowa wizja szczęścia przejęła mu duszę niewysłowionym zachwytem. Spłonął cały niby słońce i mocą szalonych pragnień rwał się na jakieś niebosiężne szczyty, aż tam, skąd płynął ten władczy nakaz...
- Daisy! Daisy! - wołał ekstatycznie, niepomny już siebie i żyda, jakby rzucając się w nieskończoność. - Czekam wyzwolenia! Czekam w tęsknocie i miłowaniu! -modlił się żarem czddela i niewolnika.
Naraz zamajaczyła przed nim z taką wyrazistośdą Ada, że ochłonął nieco i nieśmiała, drżąca myśl przewinęła się błyskawicą.
- Co się ze mną dzieje!
Żałosny szloch Betsy zakwilił. Obejrzał się mimo woli, a nawet przez jakieś mgnienie próbował się nad sobą zastanawiać. Miał wir pod czaszką i chaos postrzępionych obrazów i myśli.
„Wujdo taki dobry, taki kochany, taki strasznie mój, jak tatuś...”
Któż to szczebiocze? Czyjeż to rączki okręcają mu szyję? Czyjeż to kwietne oczy patrzą w niego z taką bezgraniczną miłością?...
Zachwiał się strwożony, olbrzymi ciężar przywalił mu duszę i śdągał w jakieś zgiełkliwe i plugawe niziny...
Z powrotem? W kajdany każdego dnia i każdego przypadku? W niewolę troski wieczystej? W ohydne jarzmo motłochu i obowiązków? I już na zawsze?... Nie, nie, nie! - wybuchnął w nim potężny krzyk protestu. - Raczej śmierć niźli takie żyde, niźli to niewolnicze, pełzające bytowanie robaków wśród derpień, strachów i demnośd...
- Szaleństwo lub Śmierć! - rozsypał się głos Smitha żałobnym korowodem i niby dzwon pogrzebowy zahuczał w mózgu.
Co robić? Co robić? Wszystkie zmory życia zatargały mu sercem, sycąc go trującymi jadami niepokojów, obaw i niepewności.
Obłąkana trwoga zawyła mu w duszy.
Ale tamten władczy głos podniósł się znowu dźwiękiem mocniejszym ponad wszystko, mocniejszym nad życie i śmierć...
Sprężył się w ostatniej, rozpaczliwej walce ze sobą.