« - wódl rębaczy — siary Marcin i jego syn Bolko - jak zwy-wi kle zjechali na szychtę. Długo szli wąskim i ciemnym chodnikiem podpartym starymi stemplami.
-Jeszcze lylko parę dni i wyniesiemy się stąd - sapał Marcin. Nie lubił tego miejsca. Źle się czuł pracując lak daleko od innych. - Sam sztygar mówił, że to już końcówka - pocieszał się.
Przez całą zmianę ojciec z synem pracowali ramię w ramię. Właśnie mieli usiąść, aby trochę odsapnąć, gdy powietrzem wstrząsnął straszliwy huk.
-Jezusie, Maryjo! - krzyknął Marcin. - Chodnik się wali!