Teraz musiał piąć się po skałach w górę. Między skałami były czarne przepaście.
A tymczasem zerwał się wicher, chciał Szarusia zdmuchnąć.
Ach, jak ciężko było tamtędy iść, jak strasznie!
Ale Szaruś wspinał się ciągle.
Wtem uderzył w niego wicher taki okropny, że nie sposób było mu się oprzeć. Całe szczęście, że Szaruś zobaczył tuż obok szparę pomiędzy skałami i schował się tam.
Wicher wył, potem lunął deszcz. Zakotłowało się wszystko dookoła. Z góry toczyły się kamienie, w dole burza łamała z trzaskiem drzewa.
Mokry, zziębnięty, przerażony Szaruś drżał w swoim schowanku i myślał z rozpaczą: „Chyba nie zdążę... chyba nie zdążę...”
Nagle deszcz przestał padać, wicher ucichł, rozjaśniło się — burza odleciała. Ale Szaruś jej nie wierzył. Wiedział, że teraz niebezpieczeństwo jest największe. Że burza tylko się zaczaiła i czeka, aż Powietrzny Ptak roztoczy tęczowy ogon. Wtedy raptem zawróci i ogon mu urwie.
Wyskoczył ze swojej kryjówki i ostatkiem sił popędził w górę.
Potykał się o kamienie, ale biegł i krzyczał bez ustanku:
— Powietrzny Ptaku, gdzie jesteś? Odezwij się, Powietrzny Ptaku!
Wołał tak, aż ochrypł.
Wtem rozstąpiła się skała i Szaruś zobaczył w głębi niebieskie światło. Niewiele myśląc wskoczył tam — a to była właśnie grota Powietrznego Ptaka.
36