współczesna komunikacja jest możliwa tylko dzięki dwóm przeciwstawnym wobec siebie zdolnościom: słuchowi oralnemu i słuchowi pisemnemu1.
Media elektroniczne bywają jednak postrzegane jako zagrażające pismu, pozostające z nim w sprzeczności. Jean Baudrillard stwierdził wręcz, iż „nie istnieje nic bardziej sprzecznego wobec myśli i pisma niż operacyjność w czasie rzeczywistym, na ekranie lub w komputerze. Pisanie opiera się na ścisłym rozdziale ekranu od tekstu, obrazu od tekstu. Wymaga spojrzenia, dystansu. Nawet używając maszyny do pisania, widzę jeszcze stronę, mam fizyczny związek z pismem. Podczas gdy mając przed sobą ekran (...) jestem zanurzony w interaktywnym, a nawet intersensorycznym stosunku. Tymczasem pismo nigdy nie jest interakcją. To nie tylko opór wobec czasu rzeczywistego, to coś innego: pojedynczość”2. Kolektywny charakter komunikowania w nowej, elektronicznej przestrzeni został zatem przeciwstawiony indywidualnej relacji czytelnika tradycyjnej prasy czy książki z płaszczyzną kartki papieru.
Cechami nowych tekstów medialnych są ponadto swoista płynność i nieokreśloność granic (np. w przypadku czatu trudno jest określić początek dyskusji, do której włączają się nowi uczestnicy), polifonia tematów i rozmówców. Derrick de Kerckhove porównując słowo druku ze słowem elektronicznym, rozumianym jako słowo online, przedstawia różnice między nimi (za Svenem Birketsem) jako różnice między rzeczownikiem (odnoszącym się do statycznych przedmiotów) a czasownikiem (opisującym zjawiska dynamiczne, procesy)3. Elektroniczne technologie stały się bardziej narzędziami ucha niż oka - a raczej narzędziami łączącymi wszystkie zmysły, które od czasów kultur pierwotnych były od siebie oddzielone. Wbrew powszechnemu mniemaniu technologią przede wszystkim audialną i taktylną jest też telewizja.
Nowe media stwarzają możliwość powrotu do bezpośredniości i organiczności percepcji (za pomocą angażowania wszystkich zmysłów, a nie jedynie zmysłu wzroku), a także odzyskania sakralnego wymiaru kultury. Słowo pisane, a raczej słowo drukowane i masowo powielane, straciło swój magiczny wymiar, a społeczeństwo pisma utraciło autentyczność przeżywania. Według McLuhana to właśnie technologia elektroniczna pozwoli wrócić do akustycznego świata symultanicznych wrażeń i całościowej świadomości.
Badaczem o orientacji fonocentrycznej był również Ong, według którego mowa jest pierwotna, archaiczna, a pismo jest nowym, bowiem istniejącym zaledwie od 5000 lat (czyli 0,5 % istnienia ludzkości), wynalazkiem. Ponadto Ong traktuje pismo jedynie jako technologię, wytwór sztuczny (podczas gdy mowa jest przez niego uznawana za antytechnologiczną), ponieważ: It separates the knower front the known4. [“Oddzie-
In wiedzącego od obiektu jego wiedzy” - tłum. A.Z.-C.]. Jednak, ponieważ nasze otoczenie jest piśmienne, przyjmujemy pismo jako naturalne. A zatem zostało ono zinter-nalizowane. Ong sytuuje słowo mówione wyżej od pisanego. Wzrok bowiem pozwala nam widzieć jedynie „do przodu”, podczas gdy dźwięk umiejscawia nas „w środku” wydarzeń. Podobny charakter wydają się mieć media elektroniczne - zanurzające odbiorcę w swojej rzeczywistości.
Ongowski pogląd, przedkładający „świat oka” nad „świat ucha”, „homo loąuens” (człowieka mowy) nad „homo scriptor” (człowieka pisma), skrytykował dekonstrukcjo-nista, Jacąues Derrida. Według niego pismo nie jest tylko odbiciem mowy, lecz równoprawnym, jeśli nie bardziej istotnym, środkiem wyrazu. Podobnego zdania była większość lingwistów tworzących swoje teorie w czasach zdecydowanego prymatu mediów wizualnych, w „Galaktyce Gutenberga”. Ów prymat wzroku nad dźwiękiem, oka nad uchem Anthony Synnott nazwał „okularocentryzmem” (ang. ocułarcentrism)2A.
Ten nurt myśli, podobnie jak krytyka pisma, ma sporą tradycję. Już Arystoteles twierdził, że spośród wszystkich zmysłów należy ufać jedynie wzrokowi. Pogląd ten rozpowszechnił się wraz z popularyzacją druku, pełne odzwierciedlenie znajdując w powiedzeniu „zobaczyć znaczy uwierzyć”. Wyrazem tego może być rola dokumentu (spisanego) we współczesnej kulturze. Antropolog Edmund Carpenter stwierdził wręcz, że piśmienność oznaczała oddanie wszystkich zmysłów pod władanie zmysłu wzroku, wyniosła wzrok do rangi jedynego wyraziciela prawdy5 6.
Ong jednak obalał podobne teorie stwierdzeniem, że większość powstających tekstów nie jest spisywana. Zaś Roy Harris wykazał, że spośród tysiąca języków, którymi posługiwano się na świecie, mniej niż jeden z dziesięciu wytworzył formę pisaną7. Grafocentryczne podejście do komunikowania jest jednak trudne do uniknięcia w sytuacji, gdy zewsząd otaczają nas przekazy wizualne. Najbardziej trafne wydają się zatem koncepcje mówiące o słowie współczesnych mediów (słowie elektronicznym) jako o łączącym kompetencje wizualne z werbalnymi.
Elektroniczne słowo łatwiej jest przesłać (przekazać), odbiorca jest zatem jednocześnie nadawcą, a powiązanie między słowem a jego rozpowszechnianiem staje się widoczne (odmiennie niż miało to miejsce w przypadku słowa pisanego). Słowo elektroniczne upodabnia się do słowa mówionego. Mamy do czynienia ze zjawiskiem, które można określić jako „oralizację pisma”. Słowo elektroniczne jest hybrydą oralności i piśmienności, a hybrydyczność jest charakterystyczną cechą nowej, elektronicznej rzeczywistości. Pismo przedelektroniczne było w swej istocie systemem zamkniętym, elektronika zaś sprawiła, że pismo otworzyło się i wyzwoliło, stając się tym samym bliższe ludzkiej naturze. „Ludzka świadomość to zamknięcie otwarte. Ja
-23-
D. de Kerckhove, Powloką kultury. Odkrywanie nowej elektronicznej rzeczywistości, tłum. W. Sikorski, P. Nowakowski, Warszawa 2001, s. 107.
J. Baudrillard, Rozmowy przed końcem, tłum. R. Lis, Warszawa 2001, ss. 44-45.
D. de Kerckhove, Inteligencja otwarta, tłum. A. Hildebrandt, R. Glegoła, Warszawa 2001, s. 106.
W. Ong, op. cit., s. 183.
D. Chandler, Biases of the Ear and Eye: “Great Dmde” Theories, Phonocentrism, Graphocert-trism & Logocentrism, www.aber.ac.uk/media.
Ibidem.
Ibidem.