Chłop, oniemiały ze zdumienia, spoglądał na mera, przestraszony samym już faktem, że ciąży na nim podejrzenie, choć nie rozumiał jeszcze, dlaczego.
— Ja, ja podniosłem pugilares?
— Tak, wy we własnej osobie.
— A dyć nawet o nim nie wiedziałem.
—• Widzieli was.
— Mnie, mnie widzieli? Kto zaś mnie widział?
—• Pan Malandain, rymarz.
Wówczas stary przypomniał sobie poranne zdarzenie, zrozumiał, o co chodzi, i pąsowiejąc z gniewu odparł:
— Hale, widział mnie, psiawiaral Widział, jakem podnosił ten sznurek, o, niech no pan mer popatrzą.
I pogrzebawszy w głębi kieszeni, wyciągnął stamtąd kawałeczek sznurka.
Ale mer pokręcił głową z niedowierzaniem.
— Nie będziecie mi chyba wmawiać, ojcze Hau-•checorne, że pan Malandain, który jest człowiekiem godnym zaufania, wziął ten sznurek za pugilares.
Wieśniak, wściekły, podniósł rękę, splunął w bok, by zaświadczyć o swej uczciwości, i powtórzył: ^iei ł0 prawda, prawda święta, upraszam łaski c&Ul.' | pana mera. Niechaj tak zbawienia wiecznego nie za-(>-J'bo^'2nam, jeżelim zełgał!
i ^^^Rajpierw podnieśliście ów przedmiot — ciągnął mer — a potem, nawet szukaliście jeszcze długo w błocie, czy jakie groszaki z niego nie wypadły.
Poczciwiec nie mógł tchu złapać z oburzenia i przestrachu.
— Słyszeliśta ino, ludzie kochane,., żeby takie rzeczy gadać o uczciwym człowieku! Słyszeliśta ino!
Na próżno jednak protestował, nikt mu nie wierzył.
Skonfrontowano go z panem Malandain, który powtórzył i podtrzymał swoje oświadczenie. Obrzucali
się nawzajem wyzwiskami przez całą godzinę. Na żądanie rymarza zrewidowano starego Hauohecorne. Niczego przy nim nie znaleziono..
Wreszcie mer, sam nie wiedząc, co robić, puścił go, uprzedziwszy, że da znać do sądu i zastosuje się do poleceń, jakie otrzyma.
Wieść o tym szybko się rozeszła. Kiedy stary wyszedł z merostwa, otoczono go i wypytywano z ciekawością poważną lub zjadliwą, ale bez najmniejszego oburzenia. A on znów zaczął opowiadać swoją historię o sznurku. Nie uwierzono mu. Rozległy się śmiechy.
Szedł, co chwila przez kogoś zatrzymywany, sam zatrzymując znajomych i powracając bez końca do swej opowieści i do swych zapewnień, wywracając kieszenie, by udowodnić, że nic w nich nie ma.
/Odpowiadali mu na to: (
/-— Zmyślny z was człowiek, kumie, nie ma co!M^
A oiT^orścił^sięr^żapefźałrl-óŻgóYąTżkdwairy; zrozpaczony, że mu nie wierzą; nie wiedział, co robić, i wciąż powtarzał swoją historyjkę.
Zapadł zmrok. Trzeba było wracać. Ruszył w drogę z trzema sąsiadami, pokazał im miejsce, gdzie podniósł sznurek, i przez cały czas rozprawiał o swej przygodzie.
Wieczorem obszedł całe Bróautć, aby wszystkim o niej opowiedzieć. Wszędzie spotkał się z tym samym niedowierzaniem.
(Zatruło mu to całą nocj^
Następnego dnia, koło godziny pierwszej po południu, Mariusz Paumelle*, parobek starego Breton*, rolnik z Ymauville *, oddał pugilares wraz z jego za-
Paumelle — czyt.: Pomel.
Breton — czyt.: Bretą.
Ymauville — czyt.: Imowil.
67