Chybnby trudno się dopatrzyć bezpośredniego oddziaływania praw, które rządzą światem widowisk, na charakter poszczególnych przedstawień.
Natomiast wpływ pośredni jest, i jest nawet okolicznością wielkiej wagi, a nic wszystkim wiadomą, co widać na przykładzie dzisiejszego teatru. Teatr dzisiejszy ma niewielki zasięg społeczny i przypuszczalnie nic zwiększy go, póki nic zajdą Jakieś zasadnicze zmiany w całym święcie widowisk. (Co zwykło się dokonywać jedynie w warunkach jakiegoś kataklizmu historycznego.) Jest to nawet dosyć jasne, a mnóstwo ludzi, niekiedy bardzo czynnych w życiu teatralnym, zachowuje się tak, jak byśmy nic mieli w tym zakresie żadnej wiedzy.
LIST LXXX(
Dardzo mnie to cieszy, że sprawa punktu 5 jest teraz jaśniejsza i możemy przejść do szóstego. W tym punkcie zatrzymuje Pani uwagę „wymóg nieustającego usprawiedliwiania własnej egzystencji”. Słowa „usprawiedliwianie” jeszcze nie było w naszej korespondencji — pisze Pani.
Nie byio. Ale rzecz była, bo przez długi czas roztrząsaliśmy kwestię emancypowania się poszczególnych widowisk. To znaczy: zrywania przez zjawiska funkcjonujące na zasadzie układu „S” ich naturalnego związku ze światem wartości, po to, by mogły odtąd budzić podziw widzów jako samoistne przejawy zbiorowego życia. Wiemy, te wiele widowisk wywodzi się ze zjawisk, które stanowiły kiedyś element jakiejś większej całości o charakterze magicznym albo religijnym, a więc podporządkowane były pielęgnowaniu jakichś wartości powszechnie cenionych przez ogół. Być może tyczy to nawet genezy wszystkich widowisk. (A w każdym razie wszystkich grup.) Emancypacja dala widowiskom swobodę, nieporównanie większą od tej, która tkwi w praktykowaniu obrzędu. Wszelako ceną za tę swobodę okazał się stan zagrożenia, od
nowo powstałego świata widowisk nieodłączny. Póki zjawisko spektaklogonnc stanowiło część obrzędu, jego racja istnienia tkwiła poza nim. w samym obrzędzie. Od chwili wyodrębnienia z obrzędu potrzebuje usprawiedliwienia, ponieważ jest rzeczą normalną, żc każde widowisko wyemancypowane naraża się na ataki, i to przede wszystkim na ataki moralistów, którzy mogą się nawet domagać całkowitej eksterminacji, zlikwidowania jakiegoś widowiska jako szkodliwego.
Tak było i tak jest. Wypadki w Brukseli dały nowe atuty przeciwnikom futbolu, wcale nie dlatego, że były ofiar/ w ludziach, bo bywały już dawnie; i my nawet wymienialiśmy uwagi na ten temat, ale dlatego, te tym razem przebieg wydarzeń można było napiętnować jako rażąco niemoralny. Najgorsze było chyba to, że mimo masakry spowodowanej przez roznnmiętnicnie kibiców, organizatorzy kazali mecz dograć do końca. I to nie tylko dlatego, że obawiano się jeszcze większego zamieszania w odpowiedzi na odebranie ludowi ulubionej rozrywki, ale także dlatego, że futbol jest już od dawna biznesem, a biznesmeni nie mieli ochoty narażać się na straty. Ta okoliczność wzburzyła opinię publiczną. Śledztwo. Kary. Także kary nakładane na kibiców, którym bezpośredniego udziału w zabójstwie nie dowiedziono. Nowe zarządzenia, np. odbieranie przy wejściu na stadion wódki oraz przedmiotów, którymi można sąsiada zranić albo zabić. No i najciekawsze dla nas oświadczenia, że przez surowość kar pilnuje się „sportowego" charakteru futbolu. Sportowy, niesportowy. To znaczy dzisiaj, a raczej ma znaczyć mniej więcej tyle, co dawniej „rycerski" „nieiycerski".
Z czego wynika, że w naszej dawniejszej korespondencji przeceniliśmy bezkarność kibiców, a nie doceniliśmy mocy prawa, które tak szeroko komentowaliśmy. Nawet widowisko, które z racji swojej siły nie potrzebuje, zdawałoby się, żadnych dowodów swojej nieszkodliwości, w praktyce musi - przynajmniej od czasu do czasu - przedstawiać coś, co się u nas dawniej nazywało świadectwem moralności, a było wystawiane przez lokalne władze na użytek wyższych, w pewnych wypadkach nieodzowne, np. do uzyskania paszportu.
225