© Opowiedz trzykrotnie historię przedstawioną na
obrazkach:
a) jako narrator wszechwiedzący, usytuowany poza światem przedstawionym
b) jako narrator pierwszoosobowy, będący jedną z postaci przedstawionych na rysunku
c) jako narrator spoza świata przedstawionego, mówiący w trzeciej osobie, ale z punktu widzenia jednego z bohaterów.
© Przeczytaj uważnie tekst i wykonaj odnoszące się do niego polecenia.
Hanna Muszyńska-Hofmannowa
Panny z kamienicy „Pod Fortuną" (fragmenty)
Kiedy matkę moją chwyciła owa choroba, co się tak pięknie nazywa, a tak brzydko ludzi męczy, ośmieliła się Joanna z Czempińskich Kabatowa dostojnemu krewniakowi’ polecić swoją jedynaczkę, a ten po swojemu zahuczał:
- Nie uchodzi szlachcicowi polskiemu, by dziecię jego krewniaczki między pospólstwem się wychowywało. Miejsce Kundzi w moim domostwie. Pobłogosławił Najwyższy nasze stadło szóstką cór, od przybytku głowa nie boli, tedy Kunegunda będzie siódma. Verbum nobile, słowo szlacheckie, asińdźko, krewniacz-ko miła...
I dotrzymał słowa zacny konsyliarz, przyjmując mnie, pannę dwunastoletnią, zaraz po ceremoniach pogrze
bowych do swojej kamieniczki „Pod Fortuną" na Starym Mieście.
Nowa opiekunka, przez Opatrzność sierocie zesłana, jejmość konsyliarzowa Prowidensja z Fontanych Czempińska, młodsza była od swego dozgonnego towarzysza o lat przeszło czterdzieści. Poszlubiła2 wdowca z synem dorastającym i sama w czternastym roku stała się, wypowiadając sakramentalne „tak" przed ołtarzem, matką sporego wyrostka pasierba, gospodynią z pękiem kluczy w koszyczku i... równolatką swego małżonka. Bo też jak sięgnę wstecz do niegdysiejszych dni mej pierwszej dziewczęcej młodości, pani Prowidensja z Fontanych Czempińska uchodziła wśród familiantów3 i znajomków za stateczną matronę lat średnich. [...] Brat jejmości, słynny w całej Polsce budowniczy Józef Fontana4, ponoć wydawał na budowach rozkazy cieślom gromkim głosem - manierę tę przyjęła znać i siosterka. Kiedy gromiła familijnym głosem, domownicy pierzchali niby stadko gołębi. Panny Czempińskie, a wyliczam je po starszeństwie: Karolinka, Tereska, Marynka, Kasieńka, Józinka i Ju-stynka - kryły się po kątach, pasierb biegł do drewutni w podwórzu, pudelek Filon pod berżerę1 do bawialni, a nawet sam imć konsyliarz salwował się na poddasze. Na placu pozostawał pieszczoch-jedynak Ignaś (pewny, że jego osoby gandziara6, dyscyplina, nie dotyczy) i ja, Kundzia. Nie dlatego, że męstwo zaliczało się do wzniosłych cech mego charakteru, lecz raczej z tej przyczyny, iż stałe przebywanie w bliskości jejmość konsyliarzowej nauczyło mnie przyjmować gromy na swoją głowę. Zrazu popłakiwałam, później przywykłam. Choć sprawiedliwości zadość czyniąc, przyznać muszę, że w konfidencję7 z gandziarą popadałyśmy wszystkie panny rządkiem.
My, starsze dziewczęta, wczesnym rankiem zaraz po wspólnym pacierzu otrzymywałyśmy od jejmości rejestr obowiązków do spełnienia. A to asystowanie przy wydawaniu produktów kucharzowi z magazynku, a to liczenie bielizny oddawanej praczkom, a to wyjazd do ogrodnika po frukta i warzywa. Nawet
25
Czas na powtórzenie