36 KASPER TWARDOWSKI
zawsze swowolnie, a co czasu było, to na marności świeckiej się strawiło.
165 A gdy jak zawsze od zwykłej biesiady szedłem zJCupidem zwyczajnymi szlady przez długą łąkę, przy której las leżał, a strumień śrzodkiem krzyształowy bieżał, usłyszę tenten jakoby zbrojnego 170 rycerza za mną, tuż tuż bieżącego -był to, co serca ku Bogu podżegał.
I kiedy mię już tylko nie dościgał, ogromnym głosem krzyknął na mię z boku: „Stój - pry - śmiertelny, a już namniej z kroku 175 nie umykaj się! I ty, z czarownice ;
któryś się wylągł, brzydkiej nierządnice, ^ x j/j zbójca serc ludzkich, dziś na słowo~moje ) zwiń zaraz pod się chybkie skrzydła swojeY Już nic nie możesz: tu, tu, wszeteczniku,
180 będziesz na moim uwiązany łyku.
Tu, na tym miejscu pokażę ja tobie, że tęższy nad twój łuk noszę przy <s>obie: dziś bóstwo twoje nietrwałe do szczęta upadnie mocą niebieskiego pręta”.
185 Ledwo to wyrzekł, zaraz nieszczęsnego porwał za barki Kupida małego; bindę mu zdjąwszy, którą oczy wiązał, do ostrej skały na niej go przywiązał, a sam z daleka, pomsty z niego chciwy,
190 puszczał hartowne strzały nań z cięciwy. Skrzeczał niezbędny, gdy go Amor Boży coraz strzałeczką bez odkładu złoży; > f zwijał się w kłębek, a darmo swoimi trzpiotał przy skale skrzydły nieważnymi;
195 składał się małą pochodniczką, ale i ta mu w ręku nie została w cale.
Szarłatny strumień j<u>ż po piórach ciecze, a on go z luku bez przestanku siecze.
„Gdzie - pry - nędzniku, twego bóstwa chwały? Kędy, w którą cię stronę odbieżały?
iłllO
m
mu
Kędy ofiary i woniące zioła?
Wszytkie upadły i ty z nimi zgoła!”.
Gdy już obaczył na poły martwego, rzucił od skały krwią sposoczonego.
Jęknęło dziecko, a wysokie skały > od tak ciężkiego razu zahuczały.
Echo, chwytając za wieczornej rosy Kupidynowe żałobłiwe głosy,
Narcyzowi je swemu odsyłała, a sama po nim ustawnie huczała.
Kiedy niekiedy porwał się szpotawy i, uciekając chyłkiem bez zabawy, wpadł między gęstych krzaków krzak różany, * tam sobie cedził z różej sok na rany.
H. Anjąislinus
{hiid cantamur? Quamdiu et quamdiu „cras et cras ”? Quare non modo? Quare non hac hora finis turpitudinis meaef
y I r. Gdym tak z daieka patrzał wylękniony,
jako Kupida karał uzbrojony, z strachu wielkiego włosy mi powstały, po wszytkim ciele żyły się ścinały, język zamilknął, a na twarzy smutnej yyu wstyd swoje skrzydła rozciągnął okrutny. Tam mi na pamięć żywota przeszłego przypadły zbrodnie, tam dopiero z złego jarzma wyłożyć chciałem żywot brzydki, z nim i plugawe pomyślenia wszytkie.
KUA Ale paszczeka nałogu dawnego nie chciała puścić serca do dobrego i przydawała coraz cięższej męki, rwąc go mych zbrodni okrutnymi sęki.