12 Wprowadzenie
Owe starojońskie elementy języka epopei pozwalają domyślać się, że ich twórca pochodzi! z wybrzeży Azji Mniejszej, siedzib Jonów i Eolów.
Wraz z hegemonią Aten po wojnach perskich w poł. V w. p.n.e. dialekt attycki z wolna rozszerza się stając się w IV w. pierwszą lingua franca greckiego świata. W nim piszą wielcy pisarze V i IV w.p.n.e. historyk Tukidydes, prozaik Ksenofont, komediopisarz Arystofanes (tragicy tworzą w swoistym języku poetyckim zabarwionym formami dialektu jońskiego i doryckiego), mówcy attyccy, jak Demostenes, Izokrates, czy Lizjasz, filozofowie, jak Platon, czy Arystoteles.
Klasyczny język grecki narodzi! się na ulicach Aten, w miasteczkach i obejściach wiejskich stłoczonych na małym półwyspie we wschodniej części Grecji właściwej, między morzem a górami Kithajronu, granicą Beocji. Wzgórza Hymetu i Pentelikonu otaczają niewielkie równiny maratońską, ełeuzyńską i ateńską, nawadnianą przez potoki Ilissos i Kefisos.
Dzieje
Wyprawy Aleksandra Wielkiego, powstanie państw hellenistycznych, przemieszanie się ludności ze wszystkich części ojkumene, czyli świata zamieszkałego, sprzyjało przyśpieszeniu zmian zachodzących w języku. W zadziwiająco krótkim czasie od chwili, gdy ojciec Aleksandra, Filip II Macedoński, uczynił dialekt attycki językiem oficjalnym swego na pół jeszcze barbarzyńskiego dworu, wykształciła się „wspólna mowa” Greków - rj xotvvj óui>,f.xroę. Jej rozwój możemy śledzić w dokumentach papirusowych, w przełożonej w Egipcie Ptolemeuszy Biblii (Septuaginta), w tekstach Nowego Testamentu i pismach pierwszych Ojców Kościoła Wschodniego. Od tego też momentu pojawia się w dziejach języka greckiego problem, który im będzie odtąd towarzyszył - pogłębiające się rozdwojenie języka - diglosja.
Podczas gdy kojne mówiona rozwija się w sposób naturalny, właściwy wszystkim językom żywym, dla pisarzy greckich wzorem pozostaje dialekt attycki Złotego Wieku.
Przy końcu okresu rzymskiego (30 r. p.n.e. - IV w. n.e.) potoczny język grecki, zwany często romejskim (Grecy bowiem, jako obywatele Imperium Ro-manum, nazywali siebie „Romejami, Romiami”, czyli Rzymianami), różni się już dość znacznie od uczonego, coraz bardziej sztucznego języka literackiego.
Gdy bierze się do ręki uczone dzieło greckiego autora powstałe w ciągu ponad tysiącletniej historii Cesarstwa Bizantyńskiego, a zatem pomiędzy, powiedzmy, VI w. (panowanie Justyniana) a XV w. (1453 r. - zdobycie Konstantynopola przez Turków), trudne, a często wręcz niemożliwe staje się ustalenie daty jego powstania na podstawie analizy języka. Tak bardzo starają się autorzy bizantyńscy dorównać, na ile im na to pozwala wielce niedoskonała znajomość lę/yka coraz hardziej odległych przodków, pisarzom klasycznym, tak wicie
F
I
Wprowadzenie 13
różnych elementów z kolejnych historycznych epok pojawia się i miesza w ich udziwnionym stylistycznie języku.
Problem, jakim językiem powinni posługiwać się Grecy, staną! przed twórcami nowożytnego państwa, wyzwolonego spod wielowiekowej okupacji tureckiej, w latach trzydziestych XIX w. Odrzucono ludowy język romejski -ór](ioxiy.r(, jako „sturczoną” gwarę niewykształconego ludu. Językiem oficjalnym młodego państwa stał się zaproponowany przez żyjącego na emigracji uczonego filologa Adamandiosa Koraisa język „oczyszczony” (oczyszczony z obcych, zwł. tureckich naleciałości i wzbogacony o słownictwo i konstrukcje attyckie) - yaOapeóouoa.
Dopiero wprowadzenie demotyku do poezji przez wielkich romantyków XIX w., zwłaszcza przez twórcę hymnu narodowego Grecji, Dionizjosa Solomosa (satyrycznie sportrelowanego przez Słowackiego w pieśni Tli Podróży do Ziemi Świętej z Neapolu), a do prozy przez autora głośnej Mojej Podróży, Janisa Psycharisa, zmieniło układ sił w sporze archaistów z demotykistami na korzyść tych ostatnich. Dziś Grecy mówią i piszą w Kot.vf] N£oeUayvixij (czyt. kini neoeliniki), czyli języku nowogreckim, stanowiącym kolejną żywą i wciąż zmienną postać języka, którego słowa wyskrobano niegdyś na kruchej glinianej tabliczce.
Czytałem po ulicach wszystkie szyldy, napisy, afisze. Rozwiązywałem znaczenie słów, klóic odbiegły od pierwowzorów z naszych szkolnych gramatyk, cieszyłem się każdym nie zmienionym wyrazem. Co za radość, że to zabalsamowane słownictwo, w którym spełniam tajemnicze obrzędy łączenia się z duchami ludzi dawno umarłych, żyje, jest mową codzienną, wypowiada rzeczy konieczne i pospolite!
Szedłem za grupą osób głośno rozmawiających. Zrazu wydawało mi się, żc chyba nie mówią tym samym językiem, który odezwał się do mnie z murów miasta. Był to prędki, syczący, skrzypiącyrszwargot. Wsłuchiwałem się pilnie, zanim zdołałem wyłowić parę znajomych dźwięków. Gdzie tylko ucho podałem, wrzał dookoła ten język nazywający się .rzymskim”, jakiś mi jednocześnie bliski i daleki. Między mną a nim kładły się stulecia, w których dawna mowa Hellenów przeszła przez bizantyńską gwarę ludową i ze wszystkich wojen i najazdów wzięła w siebie słowa łacińskie, albańskie, słowiańskie, arabskie, włoskie, tureckie, francuskie. Pogmatwała się składnia, wykoszlawił się sens starych wyrazów, w coraz bardziej zmieniającej się wymowie zatarły się odwieczne etymologie. Z całą znajomością grcczyzny stałem na bruku ateńskim jak zwyczajny cudzoziemiec.
Wsiadając do autobusu zapytałem szofera:
- Omonia (plac Zgody) ?
Odpowiedział:
- Malisia.
Nigdy się ten człowiek nie dowie, jak mnie uradował tym jednym, małym słowem. Znaczy ono właściwie: „najbardziej” i od trzech tysięcy lat wyrażano nim w tych stronach żywe potwierdzenie. Po nieskończone razy powtarza się ono w dialogach Platona - zawadiackie, niepewne, potulne, zależnie od lego, czy Sokrates kogoś do muru przypiera, czy pozwala mu się rozzuchwalić, udając własną niższość. A kiedy zapytałem znów o coś jednego z siąsiadów w autobusie, odparł: „Ochi" - nie - i na znak przeczenia podniósł z lekka głowę do góry. Ten odmienny