)
się o nie targować byłoby rzeczą niegodną człowieka zostało w spo-pv. sób planowy zamordowanych. Żaden człowiek żyjący nie może tego^>: zbyć jako zdarzenia marginalnego, jako lekkiego odchylenia od toru historii, które w zestawieniu z wielkimi tendencjami postępowymi, j /. rozwojem oświaty, z rosnącym jakoby humanizmem ledwie zasługuje na uwagę. Sam fakt, że się to wydarzyło, jest wyrazem prze-'.: możnej społecznej tendencji. Chciałbym tu wskazać na pewien epi- i zod historyczny, który — rzecz bardzo charakterystyczna — jak się wydaje, jest w Niemczech prawie nie znany, jakkolwiek dostarczył, lematu dla bestsellera Werfla Czterdzieści dni Musu Dagh. Już p w czasie pierwszej wojny światowej Turcy — tak zwany ruch mło-, doturecki pod przywództwem Enwera Paszy i Talaata Paszy —wy- ’ mordowali grubo ponad milion Ormian. Najwyższe niemieckie czyn-w niki wojskowe, a także rządowe, niewątpliwie o tym wiedziały, ale zachowywały to w ścisłej tajemnicy. Ludobójstwo ma swe korze-,' nie w odrodzeniu agresywnego nacjonalizmu, który od końca dzie-,, więtmastego wieku dawał o sobie znać w wielu krajach. 1 ć;
Trudno też pozbyć się myśli, że wynalazek bomby atomowej! która ... dosłowme jednym uderzeniem może unicestwić setki tysięcy ludz-kich istnień, należy do tej samej kategorii zjawisk historycznych co ludobójstwo. Gwałtowny wzrost liczby ludności nazywamy dzisiaj, chętnie eksplozją demograficzną: wygląda na to, jakby fatalizm dziejowy miał w zanadrzu przeciw eksplozji demograficznej anty-to eksplozje — możliwość uśmiercania całych populacji. Wspominam '1; o tym tylko po to, aby wskazać, do jakiego stopnia siły, z którymi.jjh trzeba się tu zmierzyć, reprezentują podstawowe trendy w historii, *1 ludzkości. ,8$
Ponieważ możliwość zmiany obiektywnych, tzn. społecznych i po-ąż litycznych warunków, z których się takie wydarzenia lęgną, jest ’’ dziś niezwykle ograniczona, przeto próby zapobieżenia ich powrotowi są z konieczności zepchnięte do sfery subiektywnej. Rożumiem przez to w znacznym .stopniu również psychologię ludzi, którzy coś : takiego czynią. Nie sądzę, aby mogło wiele pomóc apelowanie do odwiecznych wartości, na co ci, którzy są właśnie do takich ^brodni ■ ' skłonni, wzruszą tylko ramionami; nie przypuszczam też, aby mogło się tu okazać pożyteczne tłumaczenie, jakimi to pozytywnymi ce- . ehami odznaczają się prześladowane mniejszości. Źródła należy szu- ż kac w prześladowcach, a nie w ofiarach, zamordowanych pod najmarniejszymi pretekstami. Konieczne jest to, co mówiąc o tej sprawie nazwałem kiedyś zwrotem ku podmiotowi. Trzeba poznać me-
_ch,anizmyT-_które sprawiają,__że _ ludzie ,_stają się zdolni "do laBch
czynów, trzeba _ixn samym te mechanizmy ukazać f~przez rozbudzanie powszechnej swladom^^ mechanizmów starać się"nie dypTtsćk: do tego, by ludzie znowu mogli się takimi stać. Nietośą
3 54
Winni zamordowani — nie są winni nawet w tym sofistycznym i ska-rykaturowanym sensie, jaki niektórzy dziś jeszcze chcieliby konstruować. Winni są jedynie ci, którzy dali obłędny upust swej nienawiści i agresywności. Obłędowi takiemu należy przeciwdziałać, należ,y |x wstrzymywać ludzi od tego, 'by bez zastanowienia nad sobą samym rozdzielali ciosy. Wychowanie może mieć w ogóle sens jedynie jako .wychowanie do krytycznej autorefleksji. Ponieważ jednak wszystkie charaktery — również ludzi, którzy w późniejszym życiu dokonują zbrodni — według rozeznania psychologii głębi kształtują się już we wczesnym dzieciństwie, przeto wychowanie, jeśli chce zapobiec powtarzaniu się tych zbrodni, powinno skoncentrować uwagę właśnie na wczesnym daęęiństwie. Wspomniałem tu o Freudowskiej tezie o niezadowoleniu w kulturze. Teza ta ma jednak zasiąg obszerniejszy, niż to rozumiał jej autor — przede wszystkim dlatego, że nacisk cywilizacji, który mógł on obserwować, uległ tymczasem zwielokrotnieniu do granic wytrzymałości. Tym samym również tendencje eksplozywne, ,na które wskazywał, przybrały silę. której nie był on w stanie przewidzieć. Niezadowolenie w kulturze ma jednakże — co Freud wprawdzie dostrzegał, ale z czego nie wyciągał konkretnych wniosków — swoją stronę społeczną. Można tu mówić o klaustrofobii ludzkości w nazbyt zorganizowanym świecie. o uczuciu zamknięcia w utkanej z gęstej sieci strukturze absolutnej socjalizacji. Im sieć gęstsza, tym bardziej chcemy się z niej wydostać, ale właśnie jej gęstość wydostać nam się nie pozwala. Ten stan rzeczy podsyca złość na cywilizację. Buntujemy się przeciw niej gwałtownie i irracjonalnie.
Historia wszelkich prześladowań potwierdza działanie schematu, według którego złość kieruje się przeciwko słabym, głównie zaś przeciw tym, którzy uchodzą za społecznie słabych, a zarazem — słusznie czy niesłusznie — za szczęśliwych. Z socjologicznego punktu widzenia odważyłbym się tu dodać, że nasze społeczeństwo, coraz bardziej się integrując, wyłania z siebie jednocześnie tendencje rozpadowe. Tendencje te, skrywające się tuż pod powierzchnią uporządkowanego, cywilizowanego żyda, niezmiernie się nasiliły. Powiększa się władza tego, co ogólne nad tym, co odrębne, nad poszczególnymi ludźmi i instytucjami. Przejawia się dążenie do zmiażdżenia wszystkiego, co swoiste i jednostkowe, do zniszczenia oporu jaki stawia. Wraz z utratą swej tożsamości i swej siły oporu, tracą ludzie również zdolność przeciwstawienia się temu, co w pewnym momencie może ich znowu skusić do czynów zbrodniczych. Może nawet już teraz nie potrafiliby się oprzeć, gdyby im uznana władza nakazała popełniać je znowu, jeśli tylko działoby się to w imię jakichś ideałów, w które by przynajmniej na wpół uderzyli lub nawet wcale nie wierzyli.