w sprawie prowadzenia firmy oddalić, uznać za nieważny lub nie mający nic do rzeczy.
Zwróćmy uwagę, że Dunlap nie postuluje, lecz stwierdza fakt. Uznaje za pewnik, że zasada, którą jego stwierdzenie wyraża, przeszła pozytywnie próby natury gospodarczej, politycznej, społecznej, a także wszystkie inne sprawdziany, na które wystawić ją mogła złożona rzeczywistość naszych czasów. Obecnie weszła ona do rodziny prawd oczywistych, które służą wyjaśnianiu świata, same wyjaśnień nie wymagając, oraz pomagają dowodzić twierdzenia, podczas gdy ich samych dowodzić nie trzeba, nie mówiąc o kwestionowaniu.
Był czas (można by rzec, że „nie tak dawno temu", gdyby nie to, że szybko kurcząca się przestrzeń publicznej uwagi sprawia, iż nawet tydzień staje się długim okresem nie tylko w polityce, ale również w ludzkiej pamięci), kiedy deklaracji Dunlapa wcale nie uznano by za oczywistość, lecz za hasło do boju albo raport z pola walki. W początkach wojny, którą Margaret Thatcher wydała samorządom lokalnym, przedsiębiorcy pchani wewnętrzną potrzebą jeden po drugim wspinali się na mównicę podczas dorocznego zjazdu tory sów, by raz po raz recytować przesłanie, którego powtarzanie uważali niewątpliwie za nieodzowne, dlatego że brzmiało tajemniczo i dziwacznie dla nicnawykłych jeszcze uszu. Przesłanie to głosiło, że firmy z radością będą płacić na rzecz władz lokalnych podatki przeznaczone na budowę dróg czy wymagany remont kanalizacji; nie widzą jednak powodu, by wspierać swymi pieniędzmi miejscowych bezrobotnych, niepełnosprawnych oraz inny bezwartościowy element, za którego los nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Był to jednak dopiero początek wojny, która przeszło dwie dekady później, w czasach gdy Dunlap dyktował swoje credo, była niemal zakończona wygraną.
Nie ma specjalnie sensu dyskusja nad tym, czy wojna została w tajemnicy i z premedytacją ukartowana w nieskażonych tytoniowym dymem salach konferencyjnych wielkich firm, czy też na niczego nie podejrzewających, pokojowo nastawionych potentatów przemysłowych konieczność podjęcia działań wojennych spadła jak grom z jasnego nieba wraz ze zmianami, do których doszło na skutek połączenia tajemniczych sił nowej technologii z nowym, światowym wymiarem konkurencji. Nie warto też roztrząsać problemu, czy była to wojna planowana i wypowiedziana
0 czasie; wojna, której cele były jasno określone - czy też inczej seria rozproszonych i często nieprzewidzianych wcześniej działań, za każdym razem mających inne przyczyny. Jakkolwiek by było (istnieją argumenty przemawiające za każdą z możliwości, ale być może dwa scenariusze jedynie na pozór konkurują ze sobą), całkiem prawdopodobne wydaje się, że ostatnie ćwierćwiecze bieżącego stulecia przejdzie do historii jako Wielka Wojna o Niezależność Przestrzenną. W toku tej wojny centra decyzyjne i strategie In ano pod uwagę, naginano konsekwentnie i nieubłaganie lak by proces podejmowania decyzji oswobodzić z więzów
1 ery tonalnych - więzów, które nakłada lokalność.
Przyjrzyjmy się bliżej zasadzie Dunlapa. Pracownicy firmy są miejscowi i, ze względu na skrępowanie obowiązkami rodzinnymi, posiadanie domu itp., trudno by im było przenieść się w inne miejsce, gdy firma zdecyduje się na lal i krok. Dostawcy muszą dowieźć surowiec, zatem niskie kosz,ty transportu przemawiają na korzyść dostawców lokalnych. którzy tracą swoje zalety, gdy firma się przeprowadzi, li Ii zaś chodzi o samą miejscowość, to oczywiście trudno •.obie wyobrazić, by zmieniła ona miejsce pobytu w związku z przeprowadzką firmy. Wśród wszystkich wymienionych kandydatów do zabierania głosu w kwestiach dotyczą-« m li prowadzenia firmy jedynie „ludzie, którzy inwestują*’
właściciele akcji - nie są w żaden sposób powiązani / określonym miejscem w przestrzeni. Mogą kupić każdą akcję na każdej giełdzie, za pośrednictwem wybranego ma-
13