panowanie na życie wewnętrzne, tj. sferę, której społeczne instytucje klasycznego antyku nie infiltrowały. U schyłku Średniowiecza coraz częściej uchylano się od kontroli kościelnych, zarówno świeckich, jak i duchownych. Z punktu widzenia idei indywiduum daje się zauważyć paralela między reformacją i filozoficznym Oświeceniem.
W epoce wolnej przedsiębiorczości, zwanej erą indywidualizmu, indywidualność była nieomal bez reszty podporządkowana rozumowi samozachowawczemu. Idea indywidualności odrzuciła wówczas, jak się zdaje, metafizyczny wykwint i stała się tylko syntezą materialnych interesów indywiduum. Nie trzeba dowodzić, że nie ustrzegło jej to przed wykorzystywaniem przez ideologów jako pretekstu. Indywidualizm jest rdzeniem teorii i praktyki mieszczańskiego liberalizmu, który postęp społeczeństwa upatruje w samorzutnym wzajemnym oddziaływaniu zróżnicowanych interesów na wolnym rynku. Indywiduum mogło zachować status istoty społecznej, gdy realizowało swe długofalowe interesy kosztem efemerycznych bezpośrednich przyjemności. W ten sposób cechy indywiduum ukształtowane dzięki ascetycznej dyscyplinie chrześcijaństwa zostały wzmocnione. Indywiduum mieszczańskie nie widzi sprzeczności między sobą i kolektywem, lecz wierzy - czy ściślej: wpojono mu wiarę - że przynależy do społeczeństwa, które najwyższy stopień harmonii może osiągnąć jedynie w drodze nieograniczonej konkurencji indywidualnych interesów.
Można powiedzieć, że liberalizm uznawał siebie za protektora utopii, która została urzeczywistniona i nie potrzebuje niczego więcej niż wygładzenia pewnych nierówności. Nierówności tych nie składano na karb liberalistycznej zasady, lecz nieszczęsnych przeszkód o nieliberalistycznym charakterze, które uniemożliwiały pełny sukces liberalizmu. Liberalizm z jego niwelującą zasadą handlu i wymiany, która spajała społeczeństwo liberalistyczne, zaowocował konformizmem. Monada, siedemnastowieczny symbol zatomizowanego indywiduum jako ekonomicznego podmiotu w społeczeństwie burżuazyjnym, stała się typem społecznym. Wszystkie te monady, jakkolwiek oddzielone fosami egoizmu, w dążeniu do własnej korzyści coraz bardziej upodabniały się do siebie. W naszej epoce koncernów ekonomicznych i kultury masowej zasada konformizmu zrzuca zasłonę indywidualizmu, jest otwarcie głoszona i podnoszona do rangi ideału per se. Początkowo liberalizm polegał na tym, że liczni niezależni przedsiębiorcy troszczyli się o swą własność i bronili jej przed zakusami antagonistycznych sił społecznych. Fluktuacje rynkowe i ogólna tendencja rozwoju produkcji wynikały z ekonomicznych wymogów ich przedsięwzięć. Kupiec oraz fabrykant musieli być w równej mierze przygotowani na wszelkie ewentualności gospodarcze i polityczne. Ta potrzeba skłaniała ich do wyciągania nauk z przeszłości oraz planowania przyszłości. Musieli oni myśleć, i chociaż osławiona niezależność ich myślenia była w poważnej mierze pozorem, miało ono w sobie dość obiektywności, by służyć interesom społeczeństwa, w którym żyli. Burżuazyjne społeczeństwo posiadaczy, w szczególności zaś ci, którzy działali w handlu jako pośrednicy oraz pewnego typu fabrykanci, musieli wspierać niezależną myśl, nawet jeśli nie leżało to w ich partykularnym interesie. Samo przedsiębiorstwo, które zgodnie z oczekiwaniami miało pozostać - dzięki dziedziczeniu - w rodzinie, sprawiało, że kalkulacje geszeftsmana sięgały daleko poza horyzont jego własnego życia. Jego indywidualność była indywidualnością człowieka dalekowzrocznego, dumnego z siebie i ze swego rodu oraz przekonanego o tym, że społeczeństwo i państwo opierają się na nim i na jemu podobnych, których ożywia motyw materialnego zysku. Właściwe mu poczucie konieczności sprostania wymogom świata interesu znajdowało wyraz w jego silnym, a przy tym trzeźwym , ja”, które było protektorem interesów wykraczających poza jego bezpośrednie potrzeby.
W obecnej epoce wielkiego przemysłu niezależny przedsiębiorca nie jest już typowy. Przeciętnemu człowiekowi coraz trudniej jest planować, biorąc pod uwagę spadkobierców czy też własną dalszą przyszłość. Indywiduum dzisiaj ma pewnie więcej możliwości niż jego przodkowie, ale konkretne widoki jednostki mają coraz krótszą perspektywę. Z punktu widzenia jej interesów przyszłość już się tak bardzo nie liczy. Ma ona poczucie, że nie jest całkiem przegrana, o ile zachowuje sprawność i trzyma się swej firmy, swego stowarzyszenia czy związku zawodowego. Tak więc indywidualny podmiot rozumu zamienia się w skarłowaciałe , ja”, staje się więźniem ulotnej teraźniejszości, który zapomniał o funkcjach swego intelektu, co kiedyś umożliwiało mu wykroczenie poza zajmowane miejsce