wówczas tak wielką rolę, jak nigdy chyba przedtem ani potem. Listy zastępowały gazety. Mówi nam o tym nie tylko ich obfitość i rozmiary, ale przede wszystkim treść. Rozpowszechniały się też niebywale, nawet gdy miały pojedynczego, prywatnego adresata. Zadziwia nas pracowitość korespondencyjna ówczesnych ludzi w najmniej sprzyjających nieraz warunkach i w najgorętszych momentach. A z pól bitew i z podróży, z sejmów i z rokoszów listy trafiały pod gont czy strzechę dworków i dworów. Szlachcic-domator przepisywał lub kazał przepisywać wszystko, co ciekawego wpadło mu w rękę, i tak powstawały kopiariusze, kroniki domowe, silwae rerum. O rozmiarach korespondencji państwowej postaram się dać pojęcie niżej, jak również o jej doskonałym poziomie.
Poczta jako przedsiębiorstwo rodziła się dopiero, ale nie tylko dwór królewski, lecz i magnaci mieli cale zastępy gońców-,,kozaków“, mieli osobiste kancelarie i archiwa.
A cała ta korespondencja, prócz zagranicznej łacińskiej, odbywała się za Wazów wyłącznic po polsku.1 Między czasami Jana Zamoyskiego, który swobodniej jeszcze i wytworniej wyrażał się klasyczną łaciną, a takim np. Jeremim Wiśniowieckim, napełniającym listy nadmiarem makaronizmów — znajdziemy tu blisko pół wieku czystej, wydoskonalonej przez użycie, a zachowanej nam w listach z wszystkimi odcieniami potocznymi, mowy polskiej. Prawie nie zapuszczam się w drugą połowę stulecia; co nie znaczy, że nie ma już tam listów