granicę, okólniki do senatorów o sytuacji; diariusz sejmowy. n tuż za nim dość złośliwy list-komentarz, który napisał ktoś bardzo dobrze poinformowany, właściciel tej księgi lub jego kancelaryjny kolega, pomijając w kopii nazwisko. Na zmianę pismo paru rąk. Znowu sejmiki, instrukcje, konfederacja żołnierska, poselstwa. Uniwersały, wojna moskiewska równocześnie z „wołoską" Jeszcze sto stron i Cecora. Dalej Chocim. A między jednym i drugim list „Do starosty Dybowskiego, aby puszczaj nie pustoszył". Sprawy sięgają od Anglii do Persji, od Hiszpanii do Krymu; a w kraju od propozycji królewskich na sejmach po drobiazgi etykietalne. Historycy nie wykorzystali jeszcze należycie tych imponujących kompendiów. Nie miejsce ani tu. ani poniżej choćby nawet na ich inwentarz.
Ale przynajmniej chciałabym rewindykować dla literatury wzorowego a zapoznanego prozaika srebrnego wieku: kolektywnego anonima opatrującego swe dziełka wielką lub małą pieczęcią koronną. Ten klasyk gardzi makaronizmami, a ubiega się o jak największą rzeczowość. Jest „mistrzem w ograniczeniu", bo list, uniwersał czy instrukcja obwarowane są regułami niczym sonet; a jednak nie jednostajne. Zawsze godne, czasem cienkie, a nawet cięte, ale z dyskrecją i powagą. Kancelaria nie była oczywiście autorem awangardowym. Ale też z całą pewnością nie grzeszyła stylem biurokratycznym. Ani, jak się zdaje, biurokratycznym zabagnianiem, a później odwalaniem spraw.
Otwierając z kolei prywatną „silvę rerum", oznaczoną w Kórniku sygnaturą B. K. 1317, a należącą być może do pana Abrahama Gołuchowskiego >, zanurzamy się