w następne pokolenie, i od innej strony. Na pierwszej karcie sejmik opatowski: laudum poprzedzone spisem posłów. Pierwsze nazwisko: „Pan Gerzy Ossoliński".
Już forma imienia świadczy, że pisano to współcześnie. Jerzy Ossoliński jest młodym posłem, jeszcze popularnym wśród „braci", i nic nie zapowiada, że z czasem — jako podkanclerzy i kanclerz — stanie się pewnego rodzaju bohaterem negatywnym tego grubego szlacheckiego memoriału. Paszkwile, fraszki, nagrobki przeciw osobie i „absoiutystycznym" pomysłom kanclerza roją się zresztą we wszystkich „silvach“ tego czasu. Okazały, starannie napisany i świetnie zachowany ko-piariusz, o którym mowa, zajmuje się nim jeszcze na siedemsetnej coś stronie. A sejmik ziemi sandomierskiej w Opatowie, jak zwycięski antagonista, roztacza ostatnią ze swych zanotowanych kolejnych uchwał na stronie osiemsetnej. Jest to rok 1647, księga obejmuje całą dobę Władysława IV, jest tam diariusz jego elekcji, mowy dysydenta Moskorzewskiego, słynnego oratora, listy Po-nętowskiego, opozycjonisty z r. 1646 i 47, moc układów i listów publicznych, Jakimi się średni szlachcic podówczas interesował. Także i wstecz sięgnął zbieracz do relacji spod Byczyny, tak ulubionej przez całe pokolenia szlacheckie. Sensacje też z zagranicy. I list króla zapraszający Imci Pana Gołuchowskiego na wesele z Cecylią Renatą (to m. in. wskazuje, że on właśnie mógł być właścicielem księgi; jakiegokolwiek osobistego komentarza nie ma tam zresztą, jak i w innych „silvach‘‘ XVII wieku). Kopiował czy kazał kopiować te rzeczy człowiek poważny i kulturalny, ciekaw — sam dla siebie — wszystkiego. A rozczytując się dziś w jego zbiorze uzyskamy bardziej wymowny obraz czasu niż z większości pamiętników czy monografii. Jest to zaś obraz niewesoły, bo sejmiki opatowskie okazują się coraz