nym kierunku. Jeżeli czuję, że kocham matkę na tyle, by jej poświęcić całą teutf, tj. pragnienie zemsty, moje pragnienie czynu, pragnienie przygód pozostanę przy niej. Jeżeli, przeciwnie, czuję, ze moja miłość do matki nie jest wystarczająca - odejdę. Ale jak zmierzyć stopień uczucia? Co stanowiłoby o wartości jego uczucia do matki? Właśnie, że pozostałby przy niej. Mogę powiedzieć, że kocham na tyle danego przyjaciela, ażeby poświęcić dla niego daną sumę pieniędzy, ale mam prawo powiedzić to wtedy dopiero, kiedy to już zrobiłem. Mogę również powiedzieć: kocham na tyle moją matkę, żeby zostać przy niej, ale dopiero wtedy, kiedy przy niej pozostałem. Wartość przywiązania mogę określić tylko w ten sposób, że dokonam czynu, który je potwierdza i określa. Ale kiedy wymagam od tego przywiązania, żeby uprawomocniła mój czyn, wtędy znajduję się w błędnym kole.
Z drugiej strony ,Gioe bardzo dobrze mówi, że uczucie które się gra i uczucie, które się prźeżywa. to są dwie rzeczy nie do rozróżnienia: potwierdzać miłość do swojej-matki przez-tOj-że-przy-niej pozostaję, lub mł komedię-prowadzącą do tego, że pozostaję dla matki - jest to po trośzSrtnsamo; Inaczej mówiąc, uczucie budujemy poprzez czyny. Nie mogę więc odwoływać^się do uczucia, aby mi wskazywało drogę. To znaczy, ze nie mogę szukać w sobie samym niezawodnego oparcia, zezwaląjącego mi na działanie, ani też żądać od moralności wskazań, które pozwolą mi działać. Powiecie, że ten młody człowiek przynajmniej poszedł do swego profesora, aby go zapytać o radę. Ale jeżeli szukacie rady na przykład u księdza - to wy wybieracie tego księdza i w gruncie rzeczy wiecie już mniej więcej, co on wam doradzi. Inaczej mówiąc, wybrać doradcę to znaczy już zaangażować się samemu. Na przykład: jeżeli jesteś chrześcijaninem, powiedz: poradzę się księdza. Ale są księża kolabaracjoniśd, księżą oportuniśd, księża z Ruchu Oporu. Którego wybrać? I jeżeli młody człowiek wybiera księdza z Ruchu Oporu albo KaSlia kolaboracjonistę, to już sam zdecydował o rodzaju rady, jaką otrzyma. Tak więc uczeń przychodząc do mnie znał już odpowiedź, którą mógłbym mu dać, i istotnie miałem dla niego tylko jedną odpowiedź: jest pan wolny, niech pan wybiera, to znaczy - niech pan szuka, niech pan odkrywa. Żadna moralność powszechna nie może panu wskazać, jak należy postąpić. W ogóle nie ma żadnych wskazówek na świecie. Ale katoficy odpowiedzą: sa wskazówki. Załóżmy to. W każdym jednak wypadku to ja sam tylko dokonam wyboru ich znaczenia. Będąc w więzieniu poznałem pewnego jezuitę, człowieka dość wybitnego. Wstąpił on do zakonu w następujących okolicznościach: stracił ojca i pozostał w biedzie. Był stypendystą pewnej instytucji religijnej, gdzie mu zawsze wyraźnie dawano odczuć, że jest trzymany z litości. Nie chwalono go nigdy ani nie był wyróżniany, co jest przecież tak potrzebne dzieciom. Później, w osiemnastym roku żyda, przeżył niefortunną przygodę miłosną, wreszde, gdy miał dwadzieścia dwa lata - sprawa raczej dziecinna, ale będąca kroplą przepełniającą czarę - nie został przyjęty do służby wojskowej. Młody człowiek mógł więc uważać, że wszystko mu w żydu chybiło. Była to wskazówka, ale co miała wskazywać? Mógł znaleźć udechę w goryczy lub w rozpaczy, ale osądził, zresztą bardzo zręcznie dla siebie, iż był to znak, że nie triumfy doczesne, ale jedynie triumfy religii, świętośd, wiary były dla niego dostępne. Dostrzegał więc w tym słowo boże i wstąpił do zakonu. Któż nie widzi, że decyzja co do znaczenia wskazówki powzięta była przez niego samego? Można było wydągnąć inne wnioski z serii jego klęsk; na przykład, że lepiej byłoby może zostać deślą albo rewolucjonistą. Ona sam więc ponosi całkowitą odpowiedzialność za<glśg'firowanie_giaktfe-psamnf-menie narzuca samodzielny wybór własnego‘byfuT5samotmeniu towarzyszy niepokój...
Albert Camus
Kto to jest człowiek zbuntowany? Jest to człowiek, który mówi nie. Lecz odmawiając, zgody bynajmniej się nie wyrzeka: to również człowiek, który od pierwszej chwili mówi: tak. Niewolnik, któremu rozkazywano przez całe życie, stwierdza nagle, że nowy rozkaz jest nie do przyjęda. jaka jest zawartość tego „nie”?
Oznacza ono na przykład: „to trwało zbyt długo”, „do tego miejsca tak, dalej nie”, „posuwasz się zbyt daleko” ale także:, jest granica, której nie przekroczysz”. W sumie to „nie” zakłada istnienie granicy. Tę samą ideę granicy znajdziemy w poczuciu zbuntowanego, że ów drugi „przesadza”, że rozdąga swoje prawo poza linię, za którą inne prawo rządzi i go ogranicza. Tak więc ruch buntu wspiera się jednocześnie na kategorycznym odrzuceniu ingerencji uznanej za niedopuszczalną i na niejasnym przekonaniu o własnej słusznośd czy raczej na wrażeniu zbuntowanego,
155
A. Camus, Eseje, Warszawa 1974, s. 269-282 (tłum. J. Guza).