214 Rozdział 4 — Niemcy o sztuce — Oświecenie 1 wczesny romantyzm
JOHANN WOLFGANG GOETHE
0 niemieckiej architekturze1
D. M. Ervtnl a Itelnbach
Gdy błądziłem koło twego grobu, szlachetny Erwinie, i — chcąc na świętym miejscu oddać ci cześć — szukałem kamienia, który by mi objaśnił: Anno Domini 1318 XVI. Kai. Febr. obiit Magister Ervinus, Gubernator Fabricae Ecclesiae Argentinensis —
1 nie mogłem go znaleźć, a nikt z twoich ziomków nie umiał mi go wskazać, zasmuciłem się do głębi duszy i idąc za głosem serca, młodszego, gorętszego, głupszego i lepszego niż teraz, ślubowałem, że jeśli los pozwoli mi kiedyś cieszyć się spokojnie swymi dobrami, wystawię ci pomnik, z marmuru lub z piaskowca, na co tylko będzie mnie stać.
Na cóż ci pomnik! Sam wzniosłeś sobie najwspanialszy; i choć spieszące wokół niego mrówki nie troszczą się o twe imię, ty dostępujesz takiej samej chwały, jak Ten, co zbudował niebotyczne góry.
Niewielu było dane począć w duszy ideę na miarę babilońskiej, całkowitą, wielką i skończenie piękną, jak boskie drzewa; jeszcze mniej było takich, ku którym wyciągnęło się tysiąc ofiarnych rąk, którzy mogli drążyć skałę, wyczarowywać na niej strome wyniosłości, a w chwili śmierci powiedzieć swym synom: zostaję przy was w dziełach mego ducha; prowadźcie ku chmurom rozpoczętą budowę!
Na cóż ci pomnik! I to ode mnie! Święte imiona w ustach pospólstwa to przesąd albo blużnierstwo. Słabeusz dozna zawsze zawrotu głowy wobec twojego kolosa, a pełne dusze rozpoznają cię same.
Uczynię więc tylko jedno, znakomity mężu: nim swym wątłym stateczkiem odważę się znowu wypuścić na ocean, raczej śmierci niż wygranej naprzeciw, spójrz, w tym gaju, gdzie dokoła zielenią się imiona moich ukochanych, wycinam twoje imię na strzelistym jak twa wieża buku i zawieszam za cztery rogi chusteczkę z darami, pełną kwiecia, liści, zeschłej trawy i mchu, i wyrosłych przez noc grzybów, jak owa chusta z czystymi i nieczystymi zwierzętami zesłana z nieba świętemu apostołowi; wszystko, co przechadzając się po obojętnej okolicy, zebrałem dla zabicia czasu Jak skrupulatny botanik, teraz ku twej czci przeznaczam na zbutwienie.
To w złym guście, mówi Włoch, i idzie dalej. Dziecinada, paple za nim Francuz i triumfująco prztyka w swoją tabakierę d la Grecąue. Cóż zdziałaliście, że wolno wam gardzić?
Powstający z grobu geniusz starożytnych spętał twego ducha, Włochu i Francuzie. Wpełzałeś na potężne ruiny, by wyżebrać proporcje, z świętych gruzów kleciłeś sobie pałacyki i uważasz się za posiadacza tajemnic sztuki, bo potrafisz zdać sprawę z form i miary budowli-olbrzymów. Gdybyś więcej czuł niż mierzył, zstąpiłby na ciebie duch dzieł, które podziwiałeś i nie poprzestałbyś na naśladowaniu — bo tak budowali starożytni i tak właśnie jest pięknie — lecz w sposób konieczny i prawdziwy tworzyłbyś własne plany, z których wytrysnęłoby twórczo żywe piękno.
Ale ty dla swych potrzeb zadowoliłeś się pozorem prawdy i piękna. Uderzył cię wspaniały efekt, jaki dają kolumny — chciałeś więc też używać kolumn i wmurowywałeś je w ścianę; zapragnąłeś również mieć kolumnady i otoczyłeś plac przed kościołem św. Piotra marmurowym obejściem, które znikąd i do nikąd nie prowadzi — tak że wasze pospólstwo, za podszeptem matki natury, żywiącej wzgardę i nienawiść do wszystkiego, co niestosowne i zbędne, zbezcześciło to wspaniałe dzieło, zamieniając je w publiczną kloakę — i teraz sami zatykacie nos i odwracacie oczy od tego cudu świata.
Wszystko toczy się swoją koleją: kaprys artysty służy uporowi bogacza, spisujący wrażenia podróżnik gapi się, nasi piękno-duchowie, zwani filozofami, wysnuwają z zamierzchłych baśni zasady i dzieje sztuk aż po dzień dzisiejszy, a prawdziwych ludzi zły geniusz uśmierca w przedsionku tajemnic.
Dla geniusza szkodliwsze od przykładów są zasady. Może się zdarzyć, że już przed nim pojedynczy ludzie wypracują pojedyncze elementy dzieła, jednak dopiero w jego duszy elementy te łączą się, tworząc wiecznotrwałą całość. Ale szkoła i zasady krępują wszelką moc myśli i czynów. Cóż nam z tego, ty nowofran-