Dźwięczą dziryty, bijąc o szyszaki,
Jęczą rażeni od mieczowych ciosów,
Kurczą się kłęby posiekanych ciał I chrzęści zbroja.
Na tarczach naszych błyszczą różne godła, Co mają znaczyć różne uwielbienia. Ciskamy w siebie kamieniami obelg I opluwamy jadowitą śliną.
W tej rozszalałej walce upojeni Zapachem mięsa i zapachem krwi Nie widzim zgoła swego przeciwnika, Bowiem przyłbicę zatrzasnął na twarz.
Cały dzień trupy walą się dokoła,
Cały dzień trwa to nasze szamotanie, Prychają konie, sapią tłumy ludzi,
W podrygach setki rozszarpanych ciał Jak na kamiennym reliefie.
A skoro dzień nasz utrudzi siię w boju I noc nastanie —
Idziemy spocząć w zacisznych namiotach,
I ja, i mój przeciwnik niepołomny.
A idziem smutni, cisi, zadumani Nad owej walki przeraźliwą sprawą,
Którą toczymy snadź przez całe życie
0 jakąś świętą i szlachetną rzecz.
W takiej to chwili, gdy nas smutek chwyta, A cisza gasi rozognione zmysły,
Nagle stajemy w drodze do namiotów,
1 ja, i krwawy ten przeciwnik mój,
I położywszy ręce na wezbranym Sercu —
Czujemy obaj nagle, równocześnie,
Że to o jedną i tę samą rzecz Walczymy z sobą tak przez całe życie.
0 tę jedyną, nie nazwaną, świętą Rzecz.
1 tak stoimy w drodze, osłupiali,
Z ręką na sercu, wielcy, nieruchomi:
Ja w mojej stronie, a on w swojej stronie (Gdy reszta wojska posnęła znużona), Stoimy obaj, jako z oczu Boga Na świat z wysokich niebios wypłakane — Dwie wielkie, czyste i niepokalane,
I nic o sobie wzajem nie wiedzące,
Żywe, gorące Łzy.
54