ogromna; trudno uwierzyć, ile potrafi pomieścić w sobie taki maty kanister.
To, co mówiła do mnie woda, było fantastyczne: „Jeśli chcesz, możesz wypić wszystko. Nie odmówię ci ani łyka.
A ponieważ mnie tak kochasz, obdarzę cię łaską: będziesz mnie ciągle spragniona. Odwrotnie niż ci biedni ludzie, u których pragnienie zmniejsza się w miarę picia, ty im więcej mnie wypijesz, tym większe będziesz czuła pragnienie i tym żywszą przyjemność z zaspokajania go. Cudowny los chciał, bym stała się twoim najwyższym dobrem, i to takim, na którego nieograniczoną szczodrość zawsze możesz liczyć. Nie lękaj się, nikt ci mnie nie wzbroni, możesz dalej to robić, ja jestem twoją prerogatywą, napisane stoi, że możesz mnie czerpać bez ograniczeń, ty jedna, która kryjesz w sobie dość pragnienia, by mnie uradować”.
Woda miała smak kamienia fontanny: była tak pyszna, że krzyczałabym, gdyby nie to, że miałam zawsze pełne usta. Jej lodowata kąśliwość paraliżowała mi gardło i wyciskała łzy z oczu.
Problem w tym, że często zjawiali się pielgrzymi, którym musiałam użyczać jedynej drewnianej chochli. Drażniło mnie nie tylko to, że mi się przerywa, ale że przerywa mi się z powodu takiej błahostki. Każdy pielgrzym napełniał pod strumieniem ogromną łyżkę, wypijał łyk i resztę wylewał. To się aż prosiło o karę. Ale już szczytem wszystkiego było, kiedy niektórzy wypluwali wodę na ziemię. Co za zniewaga.
Dla nich wizyta u fontanny oznaczała jedynie rytuał oczyszczenia; dopełniwszy go, szli się modlić do świątyni shinto. Dla mnie świątynią była sama fontanna, picie zaś modlitwą, bezpośrednim obcowaniem z sacrum. Niby ; czemu poprzestać na jednym łyku sacrum, skoro można wypić wszystko? Pośród piękna woda była pięknem naj- [
cudowniejszym. Jedynym, które chłonęło się nie tylko wzrokiem, a mimo to jego ilość wciąż się nie zmniejszała. Piłam ją litrami, a ona wciąż była.
Woda zaspokajała moje pragnienie, ale go nie gasiła. Pokazywała mi, czym jest prawdziwa nieskończoność: to nie idea czy pojęcie, to tylko doświadczenie.
Nishio-san modliła się bez specjalnego zapału. Poprosiłam, żeby mi wytłumaczyła religię shinto. Zawahała się, po czym, postanawiając nie wdawać się w długie wywody, powiedziała:
- Chodzi w niej o to, że wszystko, co piękne, jest Bogiem.
Cudowne. Dziwiło mnie, że Nishio-san nie podchodzi do tego z większym entuzjazmem. Później dowiedziałam się, że w myśl tej zasady za najwyższe piękno uznany został Cesarz, skądinąd niezbyt urodziwy, i lepiej zrozumiałam opieszałość religijną mojej opiekunki. Wtedy jednak o tym nie wiedziałam i z miejsca zawłaszczyłam tę zasadę, tak jak zawłaszczyłam już sacrum w postaci wody.
Zawłaszczenie tymczasowe: po powrocie do domu gnałam do łazienki i sama zamieniałam się w fontannę.