myślimy o dwóch różnych rzeczach czy chodzi nam o jedno piękno?
Jakiś czas temu, podczas pobytu w Toronto, zapragnąłem pójść do teatru. Oferta repertuarowa przeraziła mnie: Hamlet w wykonaniu szkolnego kółka teatralnego, adaptacja disneyowskiego Króla Lwa i (proszę wybaczyć wulgarność, ale takie są fakty) australijski megahit zatytułowany The Pup-petry of the Penis (Penis kukiełka), w którym dwóch nagich mężczyzn przez parę godzin rozbawia publiczność, wyczyniając dziwne harce swoimi genitaliami. Kiedy w rozmowie z moim przyjacielem - dyrektorem teatru - wyraziłem swoje rozczarowanie takim repertuarem, on próbował mnie przekonywać: widzowie kanadyjscy nie chodzą już do teatru, więc trzeba ich w jakiś sposób przyciągnąć. Zaczną od Króla Lwa, argumentował, zachwycą się teatrem jako takim i wcześniej czy później wybiorą się na spektakl Czechowa czy Szekspira. Brzmiało to jak przeniesienie do świata sztuki wyznawanej przez Reagana ekonomicznej teorii skapywania, według której bogactwo ludzi majętnych gwarantuje poprawę sytuacji materialnej ubogich.
10 lat później publiczność kanadyjska nadal chodzi na spektakle teatralne oparte na produkcjach Disneya, co każe wątpić w słuszność teorii mojego przyjaciela. Formalna reprezentacja danej rzeczy wcale nie przybliża nam samego desyg-natu, plastikowa róża niczego nie mówi o pięknie róż, a łyżeczka - której piękno jest obecnie definiowane w kategoriach funkcjonalności, prak-tyczności, gustu i prostoty - w żaden sposób
nie przygotowuje nas do kontaktu ze sztuką w muzeum.
Można by zadać pytanie, gdzie w naszych czasach podziało się piękno. Literatura na ogół unika „literackiego języka” i stosuje język mówiony w jego różnych odmianach. Muzyka stroni od harmonii i melodii, gdyż uważa się je za wyraz sentymentalizmu. „Poważne” kino współczesne prawie zupełnie zarzuciło finezyjne rozwiązania na rzecz brutalnej nagiej rzeczywistości. We wzornictwie zaś wszelkie niefunkcjonalne ozdoby są traktowane jak złośliwy guz, którego w miarę możliwości należy się pozbyć. Wracając do naszego opisu kiczu, można stwierdzić, że sztuka i wzornictwo utraciły zdolność do dostrzegania tego momentu, w którym kicz staje się pięknem, i odwrotnie -w tej sytuacji starają się trzymać od siebie jak najdalej, by przypadkiem nie przekroczyć tej granicy.
Marcel Griaule, francuski etnograf, w 1930 roku zauważył: „Męcząca staje się konieczność powtarzania, że etnografia zainteresowana jest zarówno pięknym, jak i brzydkim, w europejskim sensie tych absurdalnych słów. Ma jednak skłonność do podejrzliwości wobec piękna, które jest raczej rzadkim i to znaczy potwornym - zjawiskiem cywilizacji. Etnografia jest także podejrzliwa wobec samej siebie - ponieważ jest nauką białych - splamiona jest więc uprzedzeniami - i nie chce odmawiać jakiemuś przedmiotowi wartości estetycznej tylko dlatego, że jest on nowinkarski lub wyprodukowany masowo”1.
To stwierdzenie wydaje mi się bardzo współczesne. Trzeba przy tym zauważyć, że intencje autora
2+3D nr 47/2013