nie może zdecydować, więc słusznie nie wierzy sobie, skoro na każdą myśl ma kontrmyśl, na każdą decyzję — inną, ifBwhfe dobrą albo raczej równie złą, skoro nie-ostateczną. Cały dramat właśnie na tym polega. Cokolwiek Kordiśn *wymusf na sobie, jego władze wewnętrzne protestują. Chciałby być samym uczuciem, ale on także ma sprzeczne z naturą nazwisko. Chciałby być jedną myślą wcieloną, a tymczasem jest w nim wiele skłóconych myśli. Chciałby być spiskowcem, zamachowcem, fanatykiem. Ale nie może.
To nle była jego wina. Wychowano go w zbyt szerokich horyzontach. W ten sposób się nie przygotowuje do życia szczęśliwych, spokojnych pokoleń. Przyzwoity wiek powinien następnemu wiekowi przekazywać w testamencie porządek — „świat gotowy", zamknięty w granicach politycznych i obyczajowych, zapięty na ostatni guzik w szkole i czytelnie uzewnętrzniony w szyldach oficjalnych oraz instytucjach. Wtedy można przyjąć taki świat bez refleksji i żyć na nim wygodnie bądź odrzucić, w całości, po refleksji.
Wiek osiemnasty przekazał dziewiętnastemu świat nie-gotowy, gotujący się pod każdym względem, od ekonomii po estetykę., Przyszły romantyk uczył się samych sprzecznością Kształtował się w nich, aż się wykształcił — z samych sprzeczności złożony.j Jego paradoksalna i zupełnie nierealistyczna konstrukcja jako literackiego bohatera wyraża właśnie tę zawiłą i pełną — dosłownie — śmiertelnych niebezpieczeństw kondycję. Bo przecież wiadomo, że tylko tu, na fikcyjnym modelu, można było, na początek, wyobrazić dwóch przeciwnych sobie wychowawców osiemnastowiecznych przy osobnym i milczącym romantycznym „ja". Kiedy „ja" zaczyna mieć naprawdę romantyczne problemy, nie ma już żadnych profesorów. Filozofowie dawno odeszli, jako deiści nie określiwszy nawet dokąd. Ale czytając romantyczne teksty widzimy ich, słyszymy. Tam żyją dalej „w duchu”. Tam się kłócą, nie chcą się zrozumieć i nienawidzą nawzajem. Nie tak jak dawniej, „za żywota": każdy osobno,
Wl własnym rękopisie, pod własnym nazwiskiem, jak kiedyś Rousseau i Grimm, i d'Alembert, i Voltałre, z któ- , . rych każdy z każdym najpierw się przyjaźnił, a potem go nienawidził, nie rozumiał i w listach do innych wieszał na eks-przyjacielu psy. iTeraz się kłócę, nie rozumieją, nienawidzę i oskarżają nawzajem w jednym duchu do
rastającego romantyka: w jego myśli, wyobraźni i sercu. JN IJ
Jakże tu się na coś zdecydować, jak wierzyć sobie. To tblem
nie była sytuacja zdrowa, spokojna ani bezpieczna. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby Naphta i Settembrini siedzieli w środku Hansa Castorpa i tam, w jego myśli, wyobraźni i sercu wyłącznie wiedli swe dyskusje zakoń- > s. 34
czone pojedynkiem. To było naprawdę niebezpieczne, śmiertelnie niebezpieczne doświadczenie wewnętrzne romantyka ten przeklęty spadek osiemnastowiecznych antynomii. Ono go rozdziera na sobowtóry. Ono go zabija . Q w sercu i duchu. I w ten sposób mu nadaje romantyczne rysy. „Ja’T staje się samemu sobie nieznajomym, czuje 192/1 się przedmiotem walki dwóch sprzecznych mocy, prze- rz do
chodzi przez jego duszę granica światów i czasów, czuje w sobie dwie różne zasady bytu, wznosi się w niebiosa Słowa i spada w przepaście, a na wynik walki czekają diabły i anioły, niebo i ziemia. I słusznie owo „ja” tak się czuje, bo to, co się z nim i w nim działo, dawno już przestało być światopoglądową dyskusją. Chodziło o życie. O nowe społeczno-polityczne życie starego świata, który czekał „jak gliniany posąg Adama” na romantycznego ducha.
Ale to nowe życie zna zostać wywiedzione z prawdy we- , wnętTznej^ więc, na początek, chodziło chyba o nowe życie „ja”. Można to samo napisać stylem uczonym: problematykę^ intelektualną i społeczną oświecenia roman-tycyTnterpretują egzystencjalnie. Póki nie zobaczymy .^natury” lub „wolności” jako pilnej, osobistej, życiowej sprawy konkretnego „ja”, będzie nam się wydawało, że 3
oni przesadzali przejmując się abstrakcjami. Tymczasem oni mieli do tych abstrakcji stosunek tak uczuciowy, że aź szaleli od nich, bo z osiemnastowiecznej szkoły chcieli ślę dowiedzieć nie co myśleć o świecie i jak nań spoglą-
141