pustoszyła je barbarzyńską maczugą. Najpiękniejsze drzewa, najśpiewniejsze ptaki, najwynioślejsze skały budziły mą najdzikszą zaciętość. — Wyobraziłam sobie, że potęga tkwi w niegodziwości, i wiedziona WOLĄ DO ZŁEGO, znienawidziłam wszystko piękno swej duszy, jako słabe kwiaty, niewspółmierne z ciężkim młotem życia; — zaś otoczyłam staranną opieką wszelką pleśń i jad, wszelkie kłamstwo i niskość, widząc w nich siłę przyciągającą i broń zdobywczą. — Sądząc się zbyt ubogą w pierwiastki zła, jęłam podpatrywać swych bliźnich, wykradać im ich występki i krzewić je w sobie. — Przyjęły się i wzrosły zrazu bujnie, — lecz potem spostrzegłam ze zgrozą, że grunt, w który zostały przesadzone, zmienił ich naturę; że te chciwe, suche ciernie rozkwitają we mnie trującym mnie tylko kwiatem melancholii; że pleśń i jad zdolne są podkopywać tylko własne korzenie, — że kłamstwo staje się we mnie igraszką intelektualnej przewrotności, — a podłość zamienia się w śmiertelnie smutnego pajaca ironii. — Lecz wiele minęło czasu, zanim przejrzałam.
A wówczas pragnienie siły jęło się przedzierać przez inne jeszcze puszcze myślenia. Złożądna przebiegłość i zręczne manewry wirtuozów powodzenia są niczym (rozumowałam), — gdy nad nimi dowództwa nie obejmie wola żelazna, prosta, ześrodkowa-na. — Taka do ostatnich granic skoncentrowana wola mogłaby się nawet zupełnie obejść bez poniżających sposobów praktycznych, działałaby bezpośred-
nio na przedmioty i bieg zdarzeń, — jednym „STAŃ SIĘ!” osiągałaby swój cel. — By zdobyć tę moc czarodziejską, rzuciłam się do książek. — Na pierwszej zaraz stronie widniał napis: WYRZECZENIE.
Hasło to padło w tłum mych rozżartych pożądań i zostało powitane grubiańskim śmiechem, kamienia- i1
mi i błotem. — Ciemnej I nieszczęsnej gawiedzi instynktów zgrzytało jak naigrawanie to słowo niewczesnej mądrości. — Znalazły się wśród nich subtelniejsze, sofistyczne głosy demagogów, skłonnych do dysputy z hipnotyzującym przykazaniem Magii. —
Wyrzeczenie — (tak prawili) — jest aktem możliwym dla duszy zawiedzionej, nie zaś pragnącej. — Duch się doskonali poddaniem pokusie, gdyż pokusa zawsze zawodzi, jeśli się jej usłucha, — a w tym zawodzie tkwi zaród nowego pragnienia, już wyższego rzędu. „Zadowalać” żądze znaczy doprowadzać je do absurdu, więc niszczyć je, wydzierać im żądło ponęty, podczas gdy głodzenie ich w sobie wytwarza mamą i . przewlekle niepokojącą poezję grzechu. — A na te słowa demagogów — żebraczy, oszalały tłum żądz zgrzytał i wyciągał pięści, złorzecząc życiu próżnemu pokus, mogących wyczerpać ich wściekłe wrzenie, ich niski i zabójczy głód — i wieść drabiną coraz wyższych rozczarowań aż na chłodny szczyt bezwzględnej, doskonałej, boskiej obojętności.
Usiłowałam więc potęgę znaleźć na innych drogach, porzuciłam ścieżki lodowcowe i rzuciłam się w nurt samodoświadczeń. — Hartowałam swe tchó-
337