ROZMOWA Z JEAN KM VANIKfO y.
Rzeczywiście, kiedy jest się we wspólnocie lub z rodziną, to od chodzenie staje się źródłem komunii. Ale jeśli nie ma obok nas nikogo, ono rodzi gniew i depresję.
Starość przynosi wielorakie doświadczenie utraty - tracimy wigor, zdrowie, siły, ale także bliskich, którzy umierają. Czy to złożone do świadczenie utraty prowadzi do rozpaczy ?
Pytanie brzmi: co tracisz, a co osiągasz? Każda utrata może przynieść jakiś zysk. Jeśli akcentujesz wyłącznie utratę, wtedy umyka ci zysk. Utrata jest jak odzieranie nas z kolejnych warstw - władzy, wpływów, dóbr. Jeśli się nas obiera jak cebulę, co zostaje? Coś się wyłania, coś powstaje. Każda utrata jest dla zmartwychwstania. Nawet utrata tych, których kochamy. Gdy tracimy kogoś, kogo kochamy, musimy się zmienić, musimy stanąć na nogi. Czasem widzimy wdowy, które po dziesięciu latach od pochowania męża żyją wciąż jego śmiercią. One nie podźwignęły się po tym doświadczeniu. Kiedy rozmawiam z pogrążonymi w żałobie, pytam ich: „Jak myślicie, jakimi chcieliby was dzisiaj widzieć zmarły mąż czy żona? Czy chcieliby, żebyście wciąż płakali czy żebyście się podnieśli ?*\ W każdej utracie tkwi zaczyn czegoś nowego — odkrycia, kim jestem, jakie jest moje miejsce na świecie, moje powołanie. Zatem nie jesteśmy skazani na depresję i łzy. Choć, oczywiście, dobrze jest czasem popłakać.
Jest „czas płaczu i czas śmiechu, czas żałoby i czas tańca”...
Właśnie - jak u Eklezjasty... Zatem każda utrata jest możliwym zyskiem.
Patrząc na utratę w takiej perspektywie, zakłada sięt że istnieje pewien porządek, cykl narodzin i śmierci, smutku i wesela. Ale śmierć przychodzi bardzo często nie w porę, burząc taki idealny porządek. Wystarczy pomyśleć o młodej kobiecie, która traci w wypadku samochodowym męża i dzieci. Oczywiście można powiedzieć, że to też stwarza jakąś możliwość zysku, ale w takim wypadku deklaracja ta brzmi bardzo ryzykownie.
Pytanie brzmi: kto mi pomoże w mojej utracie? Kto będzie najbliżej tej zrozpaczonej kobiety? Przemiana utraty w zysk trwa dłużej niż trzy dni - niż trzy dni zmartwychwstania. Może trwać dziesięć lat! Wielu przykładów takich długotrwałych procesów dostarcza życie ludzi z upośledzeniem. Ktoś traci wzrok, przeżywa głęboką depresję, ale po pięciu latach staje się nadzwyczajnym człowiekiem. Problem polega na tym, jak pomóc mu w przejściu tego cyklu. Nie wystarczy trzymać go za rękę, trzeba mieć także odpowiednie kompetencje. Umiejętność, by pomóc ludziom odkryć ich talenty, pomóc im się podnieść.
Mówił Pan, że starość to moment, kiedy u/ylania się nasze prawdziwe ja, opadają z nas rozmaite kostiumy, spadają maski, możemy się skupić na tym, co najważniejsze... Co dokładnie oznacza to prawdziwe ja, czym ono jest?
To ja nowo narodzonego dziecka. Jeśli dziecko jest maltretowane lub porzucone, zamyka się w sobie, pogrąża w depresji. Kiedy jest kochane, może się bawić, kiedy matka mu mówi: „Jesteś najpiękniejsze na świecie”, ujawnia się prawdziwe ja. Tak samo dzieje się w starości. Potrzebujemy, by ktoś dalej nam mówił: „Jesteś cenny, piękny”. Prawdziwe ja to osoba, która ujawnia się, kiedy znika siła i jesteśmy zdolni do komunii.
Przez pierwsze pięć miesięcy między matką i dzieckiem lub oj-
Bezwarunkowa miłość odradza się w starości.
cem i dzieckiem trwa po prostu komunia, zabawa, wspólny śmiech. Po tych pięciu miesiącach zjawia się między nimi ktoś trzeci, pedagog. Ale na początku, kiedy dziecko budzi się w nocy z płaczem, a matka uspokaja je głaskaniem i kołysanką, istnieje po prostu relacja, bezwarunkowa miłość.
Ta bezwarunkowa miłość odradza się w starości. Opowiem historię mojego przyjaciela, który był dyrektorem dużego banku. Jego żona zapadła na chorobę Alzheimera. Niedawno rozmawiałem z nim: „Nie wyobrażam sobie, że mógłbym ją przenieść do domu opieki. Jesteśmy przecież małżeństwem. Karmię ją, pielęgnuję, myję... Staję się bardziej ludzki. Kilka tygodni temu zbudziła mnie w środku nocy
91