Tanie paliwo napędzało globalizację. Transport wokół kuli ziemskiej może się wkrótce okazać za drogi.
Koncerny zawyżyły ceny o wiele bardziej, niż wynikałoby to ze wzrostu notowań ropy
na bogactwach natury. Co z tego wynika dla konsumenta? O ile muszą zdrożeć surowce energetyczne, by ludzie zmienili swoje zachowanie?
Galopada kosztów energii przysparza jednak problemów całemu sektorowi transportu. Spedytorzy, armatorzy i firmy kurierskie muszą na nowo liczyć koszty. Dla Deutsche Post, która dysponuje 50 tysiącami pojazdów, każdy cent więcej na stacji paliw skutkuje milionami w ogólnym bilansie. Inny przykład: Deutsche Bahn. Żadna niemiecka firma nie wydaje na energię tyle co koleje. W zeszłym roku było to 2,5 mld euro.
Szok cenowy uderza w stos pacierzowy całej gospodarki narodowej. Republika Federalna - z rozbudowaną bazą industrialną i sztandarowymi branżami, jak przemysł samochodowy, maszynowy czy chemiczny - jest uzależniona od energii i jej ceny bardziej niż inne państwa Unii Europejskiej. Ogólnonarodowy rachunek za ropę wzrósł potwornie:
0 ponad 23 mld euro w ciągu dwóch lat.
Niemcy - tradycyjny mistrz świata w eksporcie - szczególnie cierpią, bo cena przewozu znowu staje się ważnym elementem kosztów. W dobie trzycyfrowych cen za ropę transport towarów wokół kuli ziemskiej może się wkrótce okazać za drogi - uważa kanadyjski ekonomista Jeff Rubin. Ten były bankier inwestycyjny spodziewa się odrodzenia lokalnej
1 regionalnej produkcji przemysłowej. - Nasz świat zmniejszy się znacznie - prognozuje.
Mniejszy świat wcale nie musi być gorszy. Tyle tylko, że nie będzie w nim zapewne miejsca na dziwactwa międzynarodowego podziału pracy, które są możliwe tylko przy niskiej cenie ropy. Chodzi np. o transport krabów z wybrzeży Morza Północnego do Maroka, gdzie są obierane i skąd wracają do Niemiec ciężarówkami. Tania ropa była paliwem napędowym globalizacji. Droga ropa nie zatrzyma tego procesu, ale może go przyhamować, aż w pewnym momencie alternatywne nośniki energii zastąpią surowce organiczne. - Dzieje gospodarcze uczą nas, że potrzeba jest matką wynalazku - mówi ekonomista Rubin.
BEDUIN MA RACJĘ
To sposób na wyprowadzenie krajów o rozbujanej konsumpcji z pułapki paliw organicznych. Państwa wydobywające surowiec są teraz pozornie zwycięzcami. Za swe bogactwa naturalne nigdy nie dostały tyle pieniędzy co tej wiosny. Jednak łatwo zarobione petrodolary doprowadziły do korupcji i rozleniwienia takich krajów jak Rosja, Wenezuela czy Nigeria. Miliardy zarobione na ropie nie wspomogły rozwoju gospodarczego, a nawet go zahamowały, bo się wydawało, że nie trzeba tworzyć innych gałęzi przemysłu.
Do tej pory niewielu dostawców surowców dojrzało do przekonania, że gospodarka narodowa wymaga szerszej podstawy. Ci nieliczni szukają źródeł dobrobytu poza ropą. Dotyczy to nawet Zjednoczonych Emiratów Arabskich, których rezerwy z powodzeniem wyżywiłyby jeszcze jedno pokolenie. Ale co potem? Fakt, że panująca rodzina Nahajan w ogóle postawiła sobie takie pytanie, może wynikać z tradycji beduińskiej. Kto uczył się przeżycia na pustyni, robi zapasy i myśli o następnym dniu.
Około dwóch trzecich dochodów z ropy jest odkładanych, głównie za pośrednictwem ADIA - państwowego funduszu Abu Żabi. To 627 mld dolarów ulokowanych w przedsięwzięciach rozsianych po całym świecie - największy amortyzator finansowy należący do jednego państwa. Abu Żabi wyprzedza pod tym względem Chiny, Norwegię i Arabię Saudyjską. Na skraju miasta można zaobserwować, dokąd płynie pozostała - trzecia - część dochodów z ropy. Stoi tam główny budynek nowego Uniwersytetu Sajid z charakterystycznym, futurystycznie zagiętym dachem. Młode pokolenie Arabów ma tu zdobywać wiedzę akademicką na najwyższym świa-