1. Gdy spada mi na głowę kawa) gzymsu, uzyskuję guza; boli mnie, ale problemu z tym wszystkim żadnego nie mam. Przypadek - mówię sobie.
Gdy osobiście nie znany mi typek, mnie właśnie upatrzywszy sobie na ofiarę, wali mnie w ciemnej ulicy cegłą w łeb, źródłem mego cierpienia jest, obok fizycznego bólu, problem, którego nijak nie potrafię rozwiązać, a który streszcza się w pytaniu pełnym zdumienia: „Za co? Dlaczego właśnie mnie?” Do zdumienia dołącza się tu przerażenie tajemnicą, strach i nienawiść do mego prześladowcy. Wszystko razem zlewa się w mieszankę wydatnie zwiększającą moje cierpienie. Dotykam tu jakiejś ciemnej, przepastnej tajemnicy kryjącej się w zupełnie innym wymiarze niż ów przypadek z obłomem muru, spadającym mi na głowę. Staję w obliczu problemu.
Każde wielkie cierpienie, a zwłaszcza śmierć, jest dla nas takim problemem. Pytamy: za co? Dlaczego właśnie mnie?... Do tych spraw nie dopuszczamy kategorii przypadku; śmierć to rzecz zbyt poważna, a więc można ją rozpatrywać tylko w kategoriach rozumnych, etycznych. Widzimy tedy w niej karę. Ba, ale za co?
I tu — oszołomieni, porażeni straszliwością tej kary, niewspółmiernej przecież do jakiejkolwiek winy — zaczynamy kręcić się w kółko jak pies za własnym ogonem, jak Hiob. Nie umiemy znaleźć sensownej winy w naszym życiu. Wreszcie wpadamy na myśl: winą jest całe to życie, tak jak je przeżyłem, ze wszystkim, co w mm
319