iii:'.
: i '
1H i! I i! b^-
0 i' • ' : i f |
> r)! i i-j • i j: |
hipis di |
llH | |
udj |
ffW i |
■iip" |
1 |
;,:;, •, i ;/ ’ • |
Myj i1 : M.s |
ii- \ |
l\\ | ||
M,,d 11 i |
i'iihe{ji:pi!i': |
iąjiil.bb,ii;ńjl |
i.hii p* |
i ■ 1 |
i |
n?i<
• s p
Buła wstał z kieliszkiem w ręku. ;j
— Dziękuję miłym gościom, że odwiedzili naszej
skromne progi i wznoszę toast za ich zdrowie. j
0
—• Niech żyją! — zakrzyknięto ochoczo.
1
Skubany obserwował swoich podopiecznych. Wszystkim szło gładko, tylko Brysiak pił z dziwną manierą; Lewą dłoń kładł na tyle głowy, przechylał się i wleę wał w siebie płyn z wdziękiem starego alkoholika, j
— Ale świństwo skonstatował po przełknięciu, i
— To jest whisky, bardzo dobra wódka — nie. zgo-j
dził się z jego opinią Buła. — U nas pije się z wod£|j sodową i lodem. Whisky and soda. i
i
— Au nas sodę pije się na drugi dzień, jak kto ma
— Co mówicie? — dopytywał się milioner. :j
i
Prezes błyskawicznie wkroczył do akcji.
— Mówi, że jeszcze takiej nie pił. ;j
W tym czasie Kultoniak zgrabnie ujął widelec i za-rj mierzał się na pieczone kurczę, gdy prezes dał mu ta-
ką sójkę w bok, aż sztuciec upadł na podłogę. ;i
— Czego? — warknął Kulfoniak.
— Nie widelcem, tylko ręką — syknął Skubany.1
Na szczęście nikt nie zauważył tego incydentu. Za‘
j
przykładem Kulfoniaka wszyscy brali zakąski w rękę; i pałaszowali z apetytem,. Kłopot 'był tylko z sosem.;; Pyrolakowa z zakłopotaniem trzymała sosjerkę i zad sta nawiała się jakby uszczknąć trochę tego smakołyku. Wiedziała, że łyżką zabronione. Z kłopotu wybawiła ją Konstancja. Cierpliwie pokazywała jak należy, posługiwać się łyżką, I proszę, już po chwili Pyrolako- -j wa z taką gracją trzymała sztućce, jakby posługiwała ::j się nimi od dzieciństwa. Konstancja była mile zasko-czona. Zresztą nie tylko ona. Wszyscy zauważyli, że ; prehistoryczni wytarli ręce o skóry i zaczęli naślado- ;
wać w jedzeniu swoich gospodarzy. Okazali się przy tym nadzwyczaj pojętni.
—■ Dobry to wynalazek — powiedział Buła do Pyro-\ laka.
■ — Niby co? — zapytał sołtys,
j: — Nóż, widelec i łyżka.
— Dobry, ale stary.
f
| Widząc, że dyskusja wkracza na niebezpieczne tory, i: Skubany wstał i poprosił o głos.
| —■ W imieniu mieszkańców Dzyndzylaków pragnę
podziękować za to przyjęcie, urządzone na ich cześć, i wznieść toast za zdrowie miłych gospodarzy.
— Hurra! — wykrzyknęli tubylcy osuszając kie-i 1 iszki.
Po paru toastach atmosfera stała się przyjemniejsza, i Buła, wykorzystując chwilowy brak nadzoru ze strony prezesa Skubanego, który wdał się w dyskusję ze Stan-Leyem Świdrem, postawił na stole parę butelek ze swego żelaznego zapasu.
— Zdrowie!
— No to siup!
i. ■— Nasze kawalerskie! — wzniósł kieliszek Pyrolak j; i nawet nie ugryzł się w język, wypowiadając ten no-
j, woczesny toast.
j .Tuż po chwili prezes przestał panować nad sytuacją.
I Wszystkim kurzyło się z czupryn. Józwa nie spuszczał i oczu z pięknej Mary, tak mu ta dziewczyna przypadła ! do gustu. Był nią wprost urzeczony. Córka milionera płoniła się pod ognistymi spojrzeniami młodego Miłor-dziaka, próbowała nie patrzeć w jego stronę, ale po chwili zgrabna główka jakby sama się odwracała. Gdyby tak zajrzeć do serduszka Mary, okazałoby się, że Józwa też przypadł jej do gustu. Chłopak był urodziwy, wszystkie dziewczyny we wsi za nim szalały.
83