Ji
:* ^ i j.! (| j;! i
Min Wj
Y^WW
I.T:
u
bi
)
I; .
i iJ'! ■ ^ ;■■" :l>i' j
.• i
i ,.;;
iM
ii-
ii
r1
W
i >.
■ \ ■ i
"Go
i
i
j':'
M ‘
i!
f:
I
T: '•
i •
i
|'
: 11 iii!
;i.
■ i i
i •: .
I 1 • • i
specjalne kluby, w których obowiązywałyby prehistoryczne stroje oraz specjalny regulamin. A więc oaza zupełnego prymitywizmu w świecie wyrafinowanej] techniki. To powinno chwycić. Cywilizacja za bardzo; dopiekła już ludziom, na pewno chętnie wrócą do zwy-j czajów przodków. i
Podniecona wyobraźnia nie dała mu zasnąć do rana.
Po śniadaniu w towarzystwie córki udał się do cha-; ty Kulfoniaka. Na szczęście gospodarz ujrzał ich w po-j rę i krzyknął do żony:
— Schowaj szynkę i powidła, bo idą ci z hotelu.
Kulfoniakowa w ostatniej chwili ukryła żywność;
i zabrała się do szycia płóciennych woreczków, gdyż: interes szedł pełną parą i towaru ciągle brakowało.
— Dzień dobry! — powitał milioner gospodarzy.
— Dzień dobry! — odpowiedział grzecznie Kulfo-'
— Ach nie! — wykrzyknął Buła, zasłaniając odru-i]
chowo usta ręką. — To bardzo dobre jadło, ale my właśnie śniadanie -zjeść. .']
—- To i dobrze — pomyślała Kulfoniakowa, bo prze-'! cięż proso odkupił Milordziak. !
— Jak wam tu się żyć? — zapytał milioner. o
— Bardzo dobrze — odpowiedział Kulfoniak. —■ Proso bardzo dobre, można jeść dzień i noc.
!
Maty wzdrygnęła się na samą myśl, że mogłaby .: wziąć coś podobnego do ust,
— Bo ja tu do was z Interesem.
— A co takiego? — zastrzegł ciekawie uchem gospo- ;
darz. . 'i
— Ja bym kupił od was skóry i ja te skóry zawieźć . potem do Ameryki.
l-
l-
i
|; • i:-
i
j
I :
I ,
I .
I'
i!
i
— Rożumiem. 1 tam sprzedać?
— No, sprzedać albo podarować.
Kulfoniak zdjął z kołka pierwszą z brzegu skórę i wręczył Bule.
— Jak wam się widzi?
— Tak, ładna.
— Wilcza, spójrzcie jaka puszysta.
— A ile by ona kosztowała?
Gospodarz zastanowił się chwilę.
—- Siedemdziesiąt dolarów.
— Co? — zdziwił się Buła. — Czy wy wiecie co. można kupić za siedemdziesiąt dolarów?
— A czy polował pan kiedyś z lukiem na wilki? —
zopytał Kulfoniak.
— Czy ja polowałem na wilki?
— Bo jakby pan polował, toby pan dał tę cenę bez zmrużenia oka. Nieraz parę tygodni trzeba wilka tropić, nim się go przeszyje strzałą.
Targ w targ zgodzono się na pięćdziesiąt dolarów.
— Ale mnie by potrzeba było dużo takich skór — zastrzegł się Buła.
— Dobrze, rozejrzę się i przyjdę do pana. Myślę, że zrobimy duży interes.
i ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
l.
I
Projekt zorganizowania five’u rzuciła chyba wdowa Konstancja. Wieść rozeszła się lotem błyskawicy i zyskała uznanie wszystkich. Szczególnie John Buła, pragnąc rozerwać córkę, która coraz hardziej zaczynała się nudzić, poparł gorąco inicjatywę Konstancji
I
I
f
\
i
78
id
r L | L S _ _ t
1
I
ri
79