• .li*’
i', i; r; ś;-5‘ii =-:" li ii;'
: . • \!i;-i!i'ib; ''''r‘ ‘j J 'H:j i- U1' j ! '* *'
' l , 1
'W
!iU>iii ti:.
l • U:
x :>0Jj...rrł1 ‘>U{ iż-.-' 1 :-sslrs!*
' 1' l\ \ lr- \■ i‘i#:jj• jq
L
i
i
li;
:r , • i
• i
t*r.
1 i
i
I
I
— Co się tak, synku, gapisz, jak sroka w kość? —
zapytał Milordziak, trącając syna w bok. i
— Tato, jak mi się ta dziewczyna podoba!
Milordziak obrzucił taksującym spojrzeniem Mary. i
— Dobra bestyjka — jjowiedział — ale ona nie dla ;j ciebie. Ty chłopak prosty, prehistoryczny. Chodzisz w skórze, a ona córka milionera.
— Zawsze nie będę tak chodził. i
— Nawet jeśli nie będziesz, to ona też nie dla cie- j
Milordziak spojrzał na stół i widząc puste butelki, !
popadł w melancholię.
— Chcemy się bawić, gdzie jest muzyka? — zawo- i
łała Konstancja, gładząc Skubanego pieszczotliwie po :| policzku. :
Słusznie! — rozległy się głosy.
Ktoś skoczył do pokoju i przyniósł magnetofon.
— Piękna rzecz —• zachwycał się Pyrolak,
Stanley Świder poczuł się w obowiązku objaśnić i dzikusa. !
— To jest taki aparat, który odtwarza dźwięk eapi- '
— Patrzcie no, moiściewy — niby to nie mógł się i
nadziwić sołtys — odtwarza dźwięk zapisany na taś- ! mie. Już wiem, jak to się robi — ucieszył się. — Ten i dźwięk zapisuje się na taśmie atramentem. To jest : taki czarny płyn, którym ludzie piszą na białym pa- ; pierze. Ja to kiedyś widziałem. |
Stanley aż się wziął pod boki ze śmiechu.
— Ależ skąd! Do zapisywania służą specjalne
urządzenia. To dla was zbyt skomplikowane, nie zro- j zumiecie tego. j
— Chyba nigdy nie zrozumiem — zgodził się j
Pyrolak, i
i
i
i
i •
84
i
i
t
8•? Tr.f♦
I
i
i
i
'i
i
l
l
I
i
i
i
i
i
ł'T
I'
?
J
i'G
Tymczasem Stanley nacisnął klawisz i zabrzmiała muzyka.
— No co? — zapytał z triumfem.
— Ho, ho, ho! — dziwił się sołtys.
— A teraz naciskam i przestaje grać — demonstrował Stanley.
— Coś podobnego! — piał z zachwytu Pyrolak. Popłynęła muzyka. Mężczyźni ożywili się i zaczęli
rozglądać się <za paniami. W pierwszą parę ruszył Skubany z Konstancją. Tańczyli lekko, z gracją. Zdążyli okrążyć parkiet, gdy inne pary poszły za ich przykładem. Mieszkańcy osady wodzili za tańczącymi wzrokiem. Buła, który tańczył z córką, krzyknął do Pyro laka:
— A może i wy byście spróbowali?
— Czemu nie — odpowiedział sołtys i skłonił się przed żoną.
— Daj spokój — reflektowała go. — Jak tu tańczyć
w tych diabelskich skórach. Lepiej popatrzmy jak się inni bawia.
Ale Pyrolak miał już w czubie- i zaczął nastawać. —- Pokażemy im, że my też nie gorsi — i poprowadził żonę na środek sali.
I
i
Goście zrobili miejsce i z zaciekawieniem spoglądali na niezwykłą parę, która chciała zakosztować nowoczesnej rozrywki.
i
Z początku Pyrolakom szło nie za dobrze. Mylili krok, Maciej potknął się parę razy.
—■ Na wstyd mnie tu przypro1wadziłeś? — robiła mu wyrzuty żona, widząc uśmieszki na twarzach obserwatorów.
To zdopingowało sołtysa. Wziął się w karby i bezbłędnie poprowadził Magdę.
Już i Brysiak się rozochocił. Obłapił wpół swoją żonę i sunął z nią na parkiet. Przy następnym kawałku
85
i