i co... — wyjąkała. — Ratunku! — wrzasnęła nagle 1 jak
szalona wybiegła z pomieszczenia.
W kasie pozostała tylko ręka podróżnego, uwięziona przez opadające okienko.
Trudno opisać tumult, jaki się podniósł w poczekalni. Kobiety piszczały, mężczyźni groźnie postukiwali kuflami z piwem o blat bufetu. Ktoś zawołał, że dziki chciał obrabować kasę. Gdy Kulfoniak usiłował uwolnić rękę, stanęło przy nim dwóch uzbrojonych funkcjonariuszy ochrony kolei.
— A wy co, obywatelu? — zapytał groźnie jeden z nich.
— Jak to, co? — odpowiedział wściekły Kulfoniak.
— Po co wsadziliście rękę do kasy?
— Przecież widzicie, że chcę kupić bilet. Ta głupia kasjerka gdzieś uciekła, a pociąg zaraz przyjedzie. Pójdę na skargę do naczelnika.
ji Funkcjonariusze poszeptali między sobą. Rzeczywiś-
i •f
|i; cie, podróżny trzymał w zaciśniętej garści pieniądze
j;: na bilet, trudno go było posądzić o chęć rabunku.
Żeby jednak wyjść z tego incydentu z honorem, starszy stopniem strażnik zapytał:
: — A dlaczego, obywatelu, macie taki dziwaczny
strój na sobie?
I; — Ja mam dziwaczny strój? — zdumiał się Kulfo-
I niak. — A wy macie lepszy?
j' Skonfundowani funkcjonariusze spojrzeli po sobie,
i Faktycznie, sorty mundurowe mocno sfatygowane, ob-
i szarpane spodnie, brudne koszule i przepoeone czapki.
— Wiech pani sprzeda jeden bilet do Warszawy —
■i : powiedział strażnik do kasjerki, która zdążyła już wró-
cić do siebie, choć minę miała jeszcze przestraszoną. j;|i: —- Pierwszej klasy — dodał Kulfoniak.
r. |.
i!' Czas był najwyższy, bo pociąg wjechał już na
I!: stację i podróżni rzucili się do wyjścia. Kulfoniak
i
104
!
I
;!
*1
r. :a:
?f •: * i i i T::i.ł tli t
z biletem w garści ruszył za nimi. W korytarzu wagonu nie natknął się na nikogo. Otworzył pierwszy z brzegu przedział, namacał po ciemku wolne miejsce i zadowolony usiadł. Wszyscy podróżni spali, słychać było ich miarowe oddechy i pochrapywania. Wkrótce i Kulfoniak zapadł w słodką drzemkę.
I Było jeszcze ciemno, gdy otworzył oczy. Ktoś gła-j; dził go po skórze, a po chwili usłyszał szept:
— Boguś, Boguś, obudź się!
i — Daj spokój odpowiedział zaspany głos.
— Obudź się, Boguś. Koło mnie jakiś pies siedzi.
11.
| — Głupstwa mówisz. Zaraz, zaraz, jaki pies? —
I Mężczyzna rozbudził się zupełnie.
— Jakieś ogromne psisko. Czuję przy sobie jego
i sierść.
j Obudzili się i inni podróżni.
! — Jak można przewozić psa w wagonie?
|| — Do kogo on należy?
— Czy aby szczepiony przeciw wściekliźnie? ■— roz-
| I.ogły się glosy.
i
Kulfoniak czuł, jak zalewa go zła krew.
|, — Co mi tu pani będzie wymyślać od psów! — wy-
l buchnął.
Ktoś zapalił zapałkę i w tej samej chwili gruba jej-j mość, która jak się okazało głaskała Kulfoniaka, wyko-j nała gwatowny skok i zawisła na hamulcu.
— Boguś, Boguś! —• wrzeszczała spazmatycznie.
I Gruby pan z wąsami spojrzał groźnie na Kulfonia-
j; — Co to za wygłupy? Żonę mi pan śmiertelnie przestraszył.
Pociąg gwałtownie zahamował.
— Co się stało, co się stało? — pytano w sąsiednich przedziałach. Wkrótce z latarką na piersi pojawił się w korytarzu zdenerwowany konduktor.
i
i
■ i