fe-,.-• ? 11 . ,' • •
■■i
k»A\ń
'• 1:11.1 u-.:•'i./1jiri)3t?Lu:>J 1 ['. i5 'ir • ?! i Ą htfijy ■. j br •
0'^ X "'
■MAi ’.-'w :,i
I : r ^ - .
..: , ; S • . j : ' f /.M. ' 1: 'ii j i . i ' i i :lj ' ' ; i i!'1
•: i k II I .1 ;'!:'! 1 : J< :•! Ł?. I 1 l.: s I " I > i 1 -, : . i, I<r ’J 1 fc,* ' '5 ' !'
•"U' ' V '
granicznych! — (Z tym ostatnim niewątpliwie przesa-j dzil). — Tylko u mnie, tylko u mnie! ;;
Handel szedł pełną parą. Wśród sprzedających:;
kręcili się goście hotelowi i targowali zawzięcie. Kul-!i
* 11
foniak zauważył, że najczęściej dokonywano transakcjij zamiennych. Towar za towar. '
— Mogę dać za ten naszyjnik sweterek.
— Dołóż, złociutka, jeszcze spódniczkę.
— Biustonosz nie wart jest pierścionka.
— To przestarzały typ tranzystora. Daję panu dobry i
towar, a pan mi wpycha buble. j
— Nie pchać się, proszę państwa, dla wszystkichij
starczy. Dziś biorę tylko halki i pasy elastyczne. !|
— Co pan chce za ten kapelusz? j
— To jest brudna kamizelka? A wasza skóra czyś-j
• i.
eiejsza? 'jj
— Marynarka jeszcze nie noszona. 1
= i
— Nie będę zakładał straganu ze starzyzną. Proszę;
sięgnąć do walizek po lepsze rzeczy. j
— Jutro dostarczę panu resztę towaru. j
1 1
Mieszkańcy osady z prawdziwą ulgą wyzbywali się!
niepotrzebnych skór i różnego paskudztwa, w które;
ich obficie zaopatrzył Dom Mody „Szyk i Elegancja”1: Turyści bynajmniej nie czuli się pokrzywdzeni. Wie-*! dzieli, że po powrocie do domu znajomi rozłapią pa-*j miątki przywiezione z podróży. Najkorzystniej sprze-i; dawali sprzęt techniczny. Szczególnie tranzystory, za--[ palniczki i elektryczne maszynki do golenia. Co praw-! da nie mogli zrozumieć po co to tubylcom, skoro!
w osadzie prąd w ogóle nie jest znany. Podejrzewali;!
! {
że do zabawy.
I
1
]
Wraz z rozwojem handlu zaczęło rozwijać się w osa-: dzie reaktywowane rzemiosło. Warsztaty wyrastały ;, jak grzyby po deszczu. Największy kłopot był tylko : z zaopatrzeniem w surowce. Pyrolak wziął ładny grosz
(i
• Poić .1 -j >. i i;• i 'f fŁłf j 'mi 5‘irty? .•
" 'idii^fj1 ■ ■ ’
brhiAMli'
fu
ri
' ' ks i, • >
i
ib£
i
i
I
|
i
I
r
f
/
f
i
i
i •
\
i
t
i
i
$ -
i
)
l
za kłąb drutu kolczastego, który przypadkowo odkopał na swoim podwórzu. Na rynku pojawiły się również wyroby sztuki ludowej, której początek dał Brysiak, wypalając z gliny figurki bożka Okowita. Ostatnio Brysiak pracował nad technologią urn prehistorycznych z popiołem w środku. Miał to być prawdziwy szlagier handlowy. Przygotował już kilkanaście sztuk, ale postanowił rzucić urny dopiero wtedy na rynek, gdy będzie miał ich dostateczną ilość. Popiół brał oczywiście z paleniska.
A więc i tym razem Kulfoniak poniósł klęskę. Inni mieli tak atrakcyjne towary, że na jego ziemię w woreczkach nikt nie zwracał uwagi. Jak niepyszny wrócił do domu i oddał się smutnym rozmyślaniom. Ziemia nie idzie, interes ze skórami również skończył się bezpowrotnie. Od nikogo już żadnej skóry nie wymani, bo każdy sam sprzedaje cudzoziemcom. Nie mógł sobie darować, że posłuchał się głupiej baby i pojechał do stolicy. Nie odrobi już straconych pieniędzy. Nie ma innej rady, tylko trzeba będzie czekać na rozliczenie po zakończeniu sezonu. Żeby wypadło ono jak najokazalej, ciężko teraz z żoną pracowali. Kulfoniak po parę razy dziennie ciągnął małżonkę za włosy.
— Ręce sobie urobię po łokcie — mruczał niezadowolony.
— To nie trzeba było tracić pieniędzy na dziwki — syczała kobieta.
— O czym ty mówisz? — udawał, że nie rozumie.
— A co, może nie miałeś na gębie śladów szminki?
Mężczyzna zagryzł wargi i nic nie odpowiedział. Chodził z żoną, jak koń w kieracie, żeby odkupić winy.
Po nieudanym targu Kulfoniak ze złością wyrzucił woreczki z ziemią i złożył sąsiedzką wizytę Milordzia-kowi.
U7
i
f
i
!
u
t
i