XXXIV
Sio razy słońce, promienne albo zasmucone, wychylało się z ogromnej kadzi morza, którego brzegi ledwie można było dostrzec; sto razy roziskrzone albo posępne zanurzało się w ogromnej kąpieli wieczora. Od wielu dni mogliśmy spoglądać na drugi brzeg firmamentu i odczytywać z nieba alfabet antypodów. Ale pasażerowie jęczeli i utyskiwali. Zdawało by się, że bliskość ziemi rozjątrza ich cierpienia. „Kiedy wreszcie — mówili — przestaniemy spać snem wstrząsanym falą, zakłócanym wiatrem, który chrapie głośniej od nas? Kiedy podadzą nam mięso, które nie będzie słone jak niosący nas bezecny żywioł? Kiedy będziemy mogli spokojnie trawić siedząc w nieruchomymi fotelu?"
Byli tu tacy, co myśleli o domu, tęsknili za niewiernąa i ponurą żoną, i za krzykliwym potomstwem. Wszystkich tak opętała wizja nieobecnej ziemi, że gryźliby trawę z więk-szym zapałem od zwierząt.
Wreszcie oznajmiono ląd; i zbliżając się ujrzeliśmy ziemię, i olśniewającą, wspaniałą. Zdawało się, że w niewyraźnym | szepcie unosi się z niej muzyka życia i z brzegów, bogatych we wszelką zieleń, płynie na całe mile rozkoszny zapach | owoców i kwiatów.
Wszyscy natychmiast poweseleli i odzyskali dobry humor. Kłótnie zapomniano, winy sobie wybaczono; umówione 1 pojedynki wykreślono z pamięci, a urazy uleciały jak dymy. |
Tylko ja jeden byłem smutny, nic pojęcie smutny. Podobny do kapłana, któremu odebrano by jego bóstwo, nie mogłem bez przygnębiającej goryczy oderwać się od tego morza tak potwornie urzekającego, tak nieskończenie zmiennego w swojej strasznej prostocie; morza, które zdawało się zamykać w sobie i wyobrażać swoją grą. ruchem, gniewem, uśmiechem — humory, agonie i ekstazy wszystkich dusz, jakie żyły, żyją i żyć będą!_
Żegnając to niezrównane piękno, czułem się śmiertelnie przybity; i dlatego, kiedy moi towarzysze mówili: „Nareszcie!*'. ja mogłem tylko zawołać; „J uż!”
A jednak była to ziemia, ziemia ze swoim zgiełkiem, namiętnościami, wygodami, świętami; ziemia bogata, wspaniała i pełna obietnic, która słała nam tajemniczy zapach róży i piżma, i skąd muzyka życia dochodziła do nas w miłosnym szepcie.
85