Michał Paweł Markowski
mistyków, psychoanalizę. Po czwarte wreszcie, jest to rodzaj „osobistego dziennika, w którym notowałem na fiszkach wszystko, co wiązało się dla mnie z uczuciem miłości: wspomnienia z przeszłości, wrażenia z chwili obecnej, dyskusje, jakie prowadziłem na ten temat z przyjaciółmi” [III 770].
Te cztery języki: dyskurs naukowy, komentarz, dziennik i rozmowa, zanim jeszcze splotą się w książce, znajdują dla siebie ujście w praktyce seminarium.
Seminarium
W 1974 roku, przygotowując się do prowadzenia seminarium poświęconego dyskursowi miłosnemu, Barthes publikuje w czasopiśmie „L’Arc” tekst zatytułowany (jak dedykacja) Au seminaire [III 21—28], we wstępie do którego pisze tak: „seminarium (prawdziwe) jest dla mnie przedmiotem (lekkiego) szaleństwa, w którym — dosłownie — jestem zakochany”.
Najpierw następuje próba topologii. Seminarium to trzy nakładające się na siebie przestrzenie. Przestrzeń pierwsza to przestrzeń instytucji, takiej jednak, której nie określa wspólnota wiedzy, lecz powinowactwo języka, „czyli pragnienia”. Przestrzeń druga to przestrzeń transferu, przeniesienia, dystrybucji wiedzy, która nie przepływa wszelako jednokierunkowo od Mistrza do uczniów, lecz krąży między uczestnikami seminarium, na scenie wyzwolonej przez prowadzącego. Owa scena nie jest sceną cdypalną (nic trzeba zabijać Ojca, by posiąść wiedzę), przypomina za to falanster na wzór Fourierowski („falanster to przestrzeń zamknięta, wewnątrz której odbywa się cyrkulacja”6), w którym uczestnicy starają się „okiełznać relacje miłosne”. Przestrzeń trzecia w końcu to
6 R. Barthes, Sade, Fourier, Loyola, przeł. R. Lis, Wydawnictwo KR, Warszawa 1996, s. 121.
S
przestrzeń tekstu, w dwojakim znaczeniu: albo jest to dosłowny początek tekstu, książki, która powstanie jako efekt seminarium (trzy książki Barthes’a powstały tak . .
właśnie: Elementy semiologii, S/Z, Fragmenty dyskursu miłosnego), albo też tekstem (takim jednak, który nie jest uzależniony od zapisu, pisma, książek) można nazwać \
pewien sposób „bycia razem”, pewnej praktyki, w której wyniku tworzą się efekty sensu i świat staje się znośniejszy. Wszystkie te przestrzenie — wiedza, metoda, przyjaźń — są wobec siebie suplemcntarne i nie powinny być poddawane refleksji metodologicznej. Gdybyśmy, jak Orfeusz, odwrócili się ku „teatrowi naszej wspólnoty”, pisze Barthes, „cala ta mnogość zniknęłaby na zawsze, a nam pozostała jedynie instytucja, zadanie do wykonania lub psychodrama”.
Podstawową figurą seminarium jest cyrkulacja: krążenie pragnień, przedmiotów, które należy wytworzyć, ułamków wiedzy, odpadków po Logosie, wszystkiego tego, co przypomina pierścień puszczany z rąk do rąk w grze w liska, o której Barthes pisze we Fragmentach. W seminarium Jakiekolwiek nauczanie jest wykluczone”, gdyż nie jest to przestrzeń transmisji wiedzy, lecz wytwarzania różnic, gdzie „każdy po kolei może stać się mistrzem ceremonii”. Ostatecznie chodzi o wykreowanie przestrzeni erotycznej w najszerszym znaczeniu. „O erotyzmie można mówić wszędzie, gdzie pragnienie posiada jakiś przedmiot”. Na seminarium przedmiotem tym są „fragmenty wiedzy, marzenia o metodzie, początki zdań”, nitki, z których trzeba upleść tkaninę tekstu.
I wreszcie Barthes wprowadza (za Micheletcm) opozycję między gwclfcm a yibelinem, która często będzie powracać w jego pismach. „Gwelf to człowiek Prawa, człowiek Kodeksu, Prawnik, Skryba, Jakobin, Francuz (czy dodamy do tego Intelektualistę?). Gibelin to człowiek feudalnych więzi, przysięgi, namiętnego oddania, Niemiec (także Dante)”. A seminarium? Jest z ducha gibelińskiego, gdyż zakłada „pierwszeństwo ciała nad prawem, kontraktu nad kodeksem, tekstu nad tym, co napisane, wypowiadania nad wypowiedzią”. Nie
i;
9