micniarzcm? Potem przypomniała mu się njc . dlaczego, iego nauczycielka ze szkoły powszechft!^^ sukienka Jeszcze na Wschodzie. Jak izcczywjst ly mu przed oczami wzory: na czarnym Uc białe
0 nieregularnych wnętrzach koloiu fuksji. Wyda* } *** się, że mógłby wyciągnąć pi-zcd siebie rękę w eie
1 dotknąć chłodnego materiału. Kretor,? Jcdwlbn^^ zeta? Tak rojąc, usnął. ale przebudzenie było nicprzy^” oc. Tamten stał nad nim z założonymi rękami -uczesany, ogolony. „Napisałbyś coś o roli pisar% współczesnym święcie”, powiedział.,Jakie zadania n» literatura. Samborku Czy powinniśmy oczckiwaćodniej, że będzie dawać świadectwo rzeczywistości, że opisze’ przemiany, których byliśmy świadkiem”. „Odpierdolsię", powiedział Samborski i sam się przestraszył tego słowa, Przekleństwa od dzieciństwa nic przechodziły mu przez gardło „A ly się nic opierdałaj”, podchwycił tamten. „Wstawaj i bierz się do roboty. Leniu. Odlocie”.
Na szczęście tamten wyszedł, ale przy goleniu Samborski usłyszał jego głos w radiu. Wypowiadał się na temat roli literatury. Z nieprzyjemnego zaskoczenia pisarz zastygł z maszynką przy brodzie. Tego samego dnia wieczorem zobaczył go w telewizji. Tamten, pocierając w zamyśleniu brodę, zajmował stanowisko na temat pornografii i eutanazji. Samborskiemu krew uderzyła do głowy. Rzucił się do drzwi, zamknął wszystkie zam.k: i r.2 dodatek przyciągnął jeszcze ciężką komodę, blokując jej blatem klamkę. Późnym wieczorem z saty sfakcjąsłys2n > jak tamten dobijał się do drzwi.
Kilka dni trwał zabarykadowany w swoim pustju* mieszkaniu, Nic odbierał telefonów, nie włączał tęlęwi zji. Wyjadł wszystkie zapasy z lodówki, wyuiyd»-ł fty dlo. Zgubiły go te papierosy. Najpierw sądził* żó sO .
rcz nich P^adzi, ale trzeciego albo czwartego wieczora okazało się to jednak ponad jego siły. Włożył prochowiec i naciągnął czapkę na uszy. Wyskoczył na róg da kiosku, rozglądając się niespokojnie. Tamten zniknął. K upi? upragnione papierosy i od razu zapalił jednego na ulicy. Niestety, gdy wrócił do domu. okazało się. że tamten już. tam jest. Siedzi przy biuiku i przegląda z zainteresowaniem notatki z. tych kilku ostatnich dni. Gdyby Samborski miał w tym momencie pistolet, zastrzeliłby tamtego bez wahania. Gdyby miał nóż. rzuciłby się z nim i zatopił mu go w plecach. Ale nic miał — stał więc z kartonem papierosów i trząsł sic ze złości. „Czego ty ode mnie chcesz? Spadaj stąd!" wycedził. Tamten obejrzał się przez ramię, popatrzył na Samborskiego ni to z wyższością, ni to nieuważnie i rzekł: „Nic przeszkadzaj mi Pracuję". Ach. w ięc to tak. pomyślał z rosnącą wściekłością. pisarz Samborski, więc on pracuje przy moim biurku nad moimi papierami, ten bczczcł.ny palant I w tym momencie oślepiony gniewem rzucił się na tamtego,próbuj ąc jedną ręką wyrwać mu papiery, a drugą chwycić go za kołnierz. Lecz tamten był szybszy. Złapał Samborskiego za nadgarstki, ścisną! boleśnie i pchną! na ścianę. Spadła piękna grafika, posypało się szkło. Przycisnął go do ściany jak dziewczynę; był większy, jakby lepiej odżywiony, bardziej żywotny. Z ust śmierdziało mu kawą. Wpijając się zimnym, galaretowatym spojrzeniem w przestraszonego tym obrotem sprawy Samborskiego, wydy-szał mu prosto w twarz: „Wymyśliłem cię. rozumiesz, ty pieprzony gnojku. Wymyśliłem cię i w każdej chwili mogę cię skasować, jesteś tylko zwykłym narratorem, podmiotem lirycznym, nicudaczną konstrukcją, czy czym t3m jeszcze. Więc nie podskakuj i siedź cicho". Puścił ze wstrętem Samborskiego i wrócił do biutka. Pisarz roz-
6¥