19
pociąg, który mnie ku domowym miał unieść pieleszom. Następne minuty miały rozstrzygnąć, czy długa, kosztowna podróż, zarwane noce i nadzieja wspaniałego trofeum były daremne. Wszystko zależało od mojej wytrwałości, panowania nad sobą, które naraziłem na niebezpieczeństwo zbyt rychłem przybyciem na miejsce, i od kaprysu królewskiego ptaka. Lecz głuszec gra — gra wciąż, zwrotkę po zwrotce swojej cudnej pieśni wyśpiewywa. Widzę go już wyraźniej; znów się składam w chwili czychitania1) — prawie mógłbym ryzykować strzał — czuję, że strzelba prawidłowo leży przy ramieniu, nawet zdaje mi się, że widzę muszkę igrającą po pancerzu2) tokującego ptaka. Ale nie — stokroć nie! Jeszcze nie jestem pewny, A spudłować albo pokaleczyć tak wspaniałą zwierzynę — tegobym sobie nigdy nie mógł darować. Na punkcie etyki łowieckiej myśliwy winien być bardzo czuły, obojętny czy poluje sam, bez świadków, czy w towarzystwie. Zwierzyna nie jest tarczą martwą, ale jest żywem dziełem Stwórcy, przeznaczonem nie dla zabawki, lecz ku użyteczności człowieka. Wolno ją ubić, ale nie wolno jej lekkomyślnie ranić; należy ją uszanować, zarówno czy nią jest głuszec w pancerzu lśniącym, lub jeleń koronny, czy kuropatewka szara, lub królik zwinny. Lekkomyślny strzał plami honor myśliwego. Kto tego nie pojmuje, niech nie tyka strzelby.
Głuszec gra wciąż — z rozkoszą wsłuchuję się w kaskadę tonów; takie solo o świcie w głębokim lesie to wspaniała uczta dla ucha myśliwskiego. I możnaby tej arji słuchać wciąż, nie znudzi ona — zawsze ta sama, ale tak nadzwyczajna, tak oryginalna, że jej nie można porównać ze śpiewem żadnego innego na całym świecie ptaka. Wśród czychitania następnej zwrotki składam się — do wschodu słońca jeszcze jest dobre pół godziny, ale widzę teraz już dostatecznie; ptak stoi piersią do mnie, muszka wskazuje na środek pancerza. Niebawem nastąpi nowa — i ostatnia w życiu jego pieśń. W chwili czychitania bucha strzał — królewski ptak martwy pada u mych stóp. A stary dąb, który go wychował i strzegł pieczołowicie, w żalu nieutulonym posyła za pupilem swym garść suchych gałązek i mchu wilgotnego.
Dziwne uczucie ogarnia łowca, gdy stoi nad ubitą sztuką wysokiej zwierzyny. I ja nad swojem trofeum stoję z uczuciem wstydu nieledwie, że piękny obraz poezji przyrody — prozaicznym zniweczyłem strzałem. Pociesza mnie myśl, że przecież nie óstatni jeszcze grał głuszec, żem się zresztą zachował, jak na prawidłowego przystało myśliwca, bo dałem szanse głuszcowi, narażając się raczej na niepc-
J) czychitanie = ostatnia część pieśni, 2) piersi.
2’