36
też w domu własnym, w kole rodzinnem, Rumunka nie jest tą pracowitą czarodziejką, z pod której rączek ład, harmonia, dostatek się rozwija. Wina leży i po stronie mężczyzn—nie otaczają oni kobiety tym szacunkiem, tą aureolą ideału, jak u nas.
Przeżywszy lat parę w towarzystwie paryzkich lub berlińskich gryzetek, opłaciwszy zbyt drogo ich uśmiechy i wdzięki, wracają zbrudzeni, znużeni moralnie, a lekceważenie uczuć najświętszych, cynizm oburzający, przynoszą do domostw swoich.
Pozostał tu jeszcze i po Turkach ten wschodni obyczaj, który w kobiecie widzi tylko (przepraszam za trywialne wyrażenie) samicę.
Małżeństwa są najczęściej układem między rodzicami państwa młodych. Kobiety idą zamąż bez namysłu, wiedząc, że męża, jakby strój, zmienić mogą, jeśli tylko kilkadziesiąt dukatów za rozwód zapłacą.
Brak uczuć religijnych tak u kobiet, jak i mężczyzn, jest powszechny. Powodem pierwszym jest tu nienawiść, jaką przez swe nadużycia wzbudziło duchowieństwo fanaryockie, powodem drugim prąd radykalizmu, wiejący z zachodu na nieprzygotowane, często nieukształcone umysły.
Nie ujrzysz tu tego tak miłego u nas obrazka, nie ujrzysz dzieciny, co na kolanach matki powtarza za nią słowa pacierza, nie ujrzysz kobiety czerpiącej siłę i męztwo u stóp krzyża. Lud tylko bywa w kościołach i składa ofiary greckim popom.
Dziwnem jest tu, że nawet w klasie wyższej z brakiem religii łączy się wiara w zabobony i gusła, z pogańskich przechowane czasów. Każde święto ma swą tradycyę i obrzędy, wieś każda, każde miasteczko posiada tłumy wróżek, znachorek, które się trudnią sprzedawaniem ziół i leków, zamawianiem czarów, wróżbą i tłómaczeniem snów. Przy obrzędach ślubnych, przy chrzcie, czy pogrzebie, główną rolę gra baba, t. zw. moasza.
Jako zaproszenia weselna rozsyłają tu zwinięte sztucznie w złoconych lub kolorowych papierkach korzenne goździki lub drobne cukierki.
Obrzęd ślubny trwa dni kilka. Do wianka panny młodej wplata moasza długie, złote nitki, jakby cienkie trawki. Gdy pannę młodą ubiorą do ślubu, wtedy moasza zwołuje wszystkie drużki i dziewczęta i stawiając pannę młodą pośrodku nich, rozwija złote trawki od wianka spadające i oplątuje niemi wszystkie dziewczęta, śpiewając stosowne zwrotki o ptaszku, co się na złote dał złowić sidełka. Każda z dziewcząt musi się małym datkiem okupić moaszy, która wtedy przecina nitki i wiąże je do bukietów gości. Przy powrocie z kościoła domownicy rzucają pod nogi państwa młodych ziarna zboża, a przed panną młodą stawiają nizki stolik, na którym ustawiają dwa dzbany: jeden z winem, drugi z wodą. Panna młoda musi wstąpić na stolik i przejść szybko dokoła dziewięć razy. Jeśli dzban z winem na siebie wywróci, oznacza to szczęście przyszłe i dostatek, jeśli wodę, to łzy i niedolę. Oczywiście, że krewni i przyjaciele starają się zawsze o to, aby wino zostało wywrócone.
Przy końcu uczty ślubnej państwo młodzi odchodzą do przeznaczonego dla nich pomieszkania, a moasza, jakby stróżka, nie odstępuje ich na chwilę. O świcie moasza z flaszką czerwonej wódki i z kołaczem objeżdża wszystkie domy krewnych i znajomych i ogłasza, że obrzęd ślubny szczęśliwie ukończony, która to wiadomość hucznym toastem przyjętą bywa i małemi podarkami, dla moaszy przeznaczonemu
Przy pogrzebach rozdają w Rumunii tak jak w Eułgaryi, pomanę, to jest pszenicę z miodem między obecnych. Garść tej pszenicy, jako ostatni dar ziemi, rzucają na trumnę. Na grobach składają krewni i przyjaciele bułki, chleb i flaszki z winem, a lud dotychczas wierzy, że umarli się niemi żywią, choć