nerjami, kulami, laskami, na pół kulawe, pół ślepe, pół głuche, zniedołężniałe od stóp do głowy. Ponieważ dla dzieci takich nie ma nigdzie oddzielnego zakładu, więc zbudowałem im dom osobny, w którymby je zakonnice pielęgnowały i udzielały zabiegów wodoleczniczych. Tak zwany „azyl dla dzieciu, pomieścić może przeszło 200 dzieci. Ale dotąd zgłaszało się tak dużo dzieci, że ich zakład nigdy pomieścić nie mógł, więc zawsze część ich umieszczono na wsi. Azyl postawiony jest na wzgórku przytykającym do wsi, zkąd roztacza się pyszny widok na całą okolicę aż ku górom. Dom wybudowałem i koszta urządzenia opłaciłem, ale niema dotąd funduszu na bezpłatne miejsca. Mimo to robi się co można, aby ubogim i biednym dopomódz; z powodu ubóstwa jeszcze żadnego dziecka nie wyrzucono. Obecnie jest 30 dzieci, które nic nie płacą, lecz utrzymują się z miłosierdzia ludzi dobrych. -
Worishofen jest wsią piękną, budynki ma murowane, piętrowe, w dobrym stanie. Mieszkańcy mają dosyć pola ale lichego, dlatego gospodarstwo polne wymaga żmudnej pracy. Skoro więc napływało dużo gości, przypatrywano się im spokojnie, i nie troszczono się o nich wiele; wówczas byłoby im przyjemniej, gdyby nikt tu nie przyjeżdżał. Ze jednakowoż w dobrych byłem stosunkach z gminą, namówiłem mieszkańców, do przyjmowania chorych. Zrobili to na moje tylko życzenie, ale nie dlatego, aby z wioski zrobić miejsce kuracyjne. Nie przeczuwano wówczas, że leczenie wodą rozszerzy się tak daleko i przyciągnie tyle gości. Dziś Worishofen ma zupełnie zmienioną fizjognomię. Wieśniacy mieszkania swe urządzili przyjemnie dla gości i pobudowali nowe domy; dość więc obecnie pomieszkań.
Gdy liczba chorych zwiększała się, obrałem lekarza, któryby badał chorych, i rodzaj ich choroby określał, przy tern uczył się mojej metody. Obecnie jest ich ośmiu: dwóch ze Szwajcarji, jeden z Czech, jeden z Paryża, jeden z Hollandji, jeden z Kanady, a dwóch z Niemiec. Przybywają tu także lekarze, którzy już próby zrobili z mojej książki i dobre widząc rezultaty, chcieli dokładniej przyswoić sobie moją metodę tu na miejscu. Jedna-
kowoź ani lekarzy ani chorych nie używałem ani zapraszałem do przyjazdu.
W lutym lekarze-zwolennicy mojej metody, założyli Stowarzyszenie celem poręki tejże leczniczej metody i ugruntowania jej naukowego. I to stało się bez mojej zachęty i bez mego wpływu. Lekarze ci wydają gazetę „Centralblatt fiir das Kneipp’sche Heilverfahrenu, którą drukuje firma Borchert i Schmid w Kaufbeuren, a przy której także i ja współpracuję. Nie wątpię, że dobry będzie skutek tego dzieła, gdy jedność między nami panuje.
Obecnie istnieje przeszło 100 zakładów w których leczą chorych według mojej metody. Jeżeli zaś wszystkich ułomności uleczyć jeszcze nie można wodą, to proszę o tern nie zapomnieć, że wszelki początek jest trudnym.
Mam zupełną nadzieję, że metoda moja, gdy będzie dobrze zrozumianą i zastosowaną właściwie, przyczyni się do szczęścia ludzkości i zadowolni lekarzy.
Oby tylko moja metoda lecznicza pozostała nie sfałszowaną, co właśnie głównem jest zadaniem wyżej wspomnianego Stowarzyszenia lekarzy. Komu woda i zioła nie wystarczą do leczenia choroby, ten zdradza się tern samem, że nie zna dobrze skuteczności tychże środków leczniczych, co potwierdzili mi bez wyjątku wszyscy znakomici lekarze-hydropaci. Dowody na to, że woda i zioła są wystarczającemi, dają mi na to owe tysiące chorych, którzy przybywają do Worishofen, gdzie opuszczeni przez apteczne medycyny znajdują uzdrowienie zupełne, lub ulżenie swej choroby. Przeciwko śmierci jeszcze nie wyrosło żadne ziółko, a więc i woda przywileju tego przywłaszczać sobie nie może.
O ziołach napiszę obszerniej w drugiej części tego dzieła, gdy mi dobry Bóg użyczy nadal życia i zdrowia.
Oby zamiarom moim pobłogosławił Ten, który wprowadził mię na tę drogę, a przewodnikiem i kierownikiem jest na powikłanych ścieżynach ludzkiej biedy.
Worishofen, w roku 1894.