206
Margrabina odzyskała powoli zimną krew i zadziwienie jój zaczęło się zamieniać na oburzenie.
— Dziwimy się nad zuchwałością pana, odezwała się pogardliwym tonem oddalę lokaja, który śmiał wpuścić pana do mego pokoju.
Raul zbladł na taką zniewagę.
— Okrutne są słowa pani, pani margrabino, równie okrutne jak niesprawiedliwe. Czy to już potrzeba być mordercą, skoro dopiero tylko podejrzenie cięży na człowieku ?
— Nie do mnie należy odgadywać powody, które tu pana sprowadzają. Proszę oddalić się... rzekła pani de Brónnes.
Lóonida nie mogła się powstrzymać, aby i ona nie miała się zemścić nad Raulem.
— Te powody, które mało mię interesują, matko, my znamy, odparła głosem, podobnym do pisku ze złości, jaka nią miotała na widok Raula.—
Ten pan przychodzi, aby się widzieć ze swoją kochanką! Powiedz mu matko, że nadzieja go zawiedzie. Żeśmy wypędzili tę bezwstydnicę, która dom nasz kalała i to w ten sposób, jak oto jego samego wypędzamy...
Raul uczuł, że gniew zaczyna nad nim panować.
Oh, gdyby w miejsce tych kobiet miał mężczyzn przed sobą. Zapanował jednak nad sobą i ;z zaci-śniętemi zębami wyjąknął: > ,
— O kim to pani mówisz panno Leonido, czy o pannie Genowefie?
— A kim by innym. Wygnaliśmy ją z naszego domu. Wiemy, że ona była pańską kochanką. Miewaliście oboje tu schadzki ze sobą. O godna zaiste kochanka człowieka, wypuszczonego co dopiero z wię-
IL
zienia. Godna para! Idź pan połączyć się z nią teraz.
Raul zachwiał się Da te słowa. Byłby całą siłą wybuchnął teraz na tak obrażające go słowa ale siłą woli powstrzymywał się a potem nogi mu już wypowiadały posłuszeństwa. Z pogardą tylko spojrzawszy na obie nikczemne kobiety oddalił się wolno, taczając się na wszystkie strony i chwytając się każdego przedmiotu po drodze, aby nie upaść. Margrabina silnie za nim drzwi zatrzasla.
Długo jeszcze potrwało, zanim Raul wrócił do rzeczywistości. Nie mógł w pierwszćj ; chwili uwierzyć, czy to był sen, czy to była rzeczywistość. Ale, gdy powoli przyszedł do siebie, uczuł całą okropność słów tych.
— Ona moja kochanka! Ona kochanka mordercy ! Ona wypędzona, nikczemnie wydalona za to, że mnie kochała i że się przyznała do tego. O! to okropność. Ale nie szkodzi., Będę szukał jój, dopóki nie znajdę. Osuszę jój łzy, okażę wszystkim, że ją cenię, dając jój moje nazwisko tem samem mój honor, który jest bez plamy. Nikczemne kobiety, znieważyłyście nas obojga, niech Bóg wam tego nie pamięta.
W takich rozmyślaniach* zatopiony nie wiedział wcale, dokąd idąje. Ale ppwoli umysł jego zśczął wracać do równowagi i Raul skierował kroki swe na ulicę Garancióre, gdzie spotkał się z starym kamerdynerem Honoryuszem. Porozmawiawszy krótko ze sobą udał się Raul do pałacu Sprawiedliwości, gdzie oddawszy swą kartę, przyjęty został przez prokuratora Rzeczy pospolitej.
— Byłeś pan w Morfontaine, zapytał tenże.