jest on dziełem sztuki, nie przestając być żywym człowiekiem. Jest on najpiękniejszym typem dawnego górala".
Z biegiem lat jednak, a zwłaszcza po śmierci Chałubińskiego, starość i zgrzybiałość zaczęły robić swoje: powoli tępiał lotny umysł, zaciemniały się bystrość i pamięć. Zdawał sobie z tego sprawę Sabała, więc też śpiewał melancholijnie:
Młodość moja, młodość!
Przysłać mi na marność,
Radość moja ginie,
Jak liść na wierzbinie.
Mimo to, jeszcze w roku 1894, gdy pod przewodem Jana Grzegorzewskiego zorganizowała się zbiorowa wycieczka góralska do Lwowa na wystawę krajową, w której około stu górali wzięło udział, przyłączył się do nich i 85-letni wówczas Sabała.
Naturalnie, że przyjazd jego, wobec sławy, jaką mu w Polsce zrobili Sienkiewicz i Witkiewicz, był małą sensacją dla pewnych kół, tak, że gdzie się pokazał Sabała ze swymi gęślikamj, tam zaraz tworzyły się grupy wkoło niego. Musiał opowiadać swoje bajki, śpiewać swoje piosneczki, a tym, którzy byli ciekawi swej przyszłości, wróżył z ręki, bo i to było jego specjalnością.
Któregoś dnia zdarzył mu się niemiły despekt. Oto, gdy muzyka zaczęła grać, Sabała podszedł do kapeli, a stanąwszy tuż pod dyrygentem, zaczął grać na swoich skrzypkach. Gdy go usunięto w dość bezceremonjalny sposób, on, zdziwiony tą bezwzględnością przedstawicieli porządku, tak sobie urze-wniał po swojemu:
— Kiby to byli, coby ja śie ś nimi nie zgodzieł. Ja zgodę wse rad widzem, a kie patyke pokazuje, jako grać, to tez poradzeni, haj. Cyzbyk nie zdołał. Ino ja tak uwazujem, ze to robi sićko zazrość, cobyk im chleba nie odebrał, haj.
Wróciwszy do Zakopanego, a czując się już coraz słabszy, coraz bardziej uginając się pod brzemieniem starości, Sabała nagle zapadł na zdrowiu...
Ponieważ u siebie w chacie w Kościeliskach nie miał by dostatecznej opieki, ofiarowała mu pani Lilpopowa gościnę w swoim domu na Bystrem. Pomimo zapobiegliwości i pieczołowitości lekarzy, choroba, którą przedewszystkiem był wiek zgrzybiały, czyniła szybkie postępy, tak, że niebawem zaczął się zbliżać koniec. Gdy choremu zaproponowano spowiednika, dał odpowiedź odmowną,... Wreszcie dnia 8 grudnia spokojnie wyzionął ducha.
Z pogrzebem były niejakie trudności, bo ksiądz Kasze-lewski odmówił w nim udziału, skoro nieboszczyk umarł bez sakramentów. Dopiero wstawiennictwo Stanisława Witkiewicza i Jana Grzegorzewskiego, którzy w tej sprawie pertraktowali z proboszczem, wyjednało ostatecznie, że przed pogrzebem szedł przynajmniej wikary. Pogrzeb był, jak na stosunki zakopiańskie, wspaniały.
Tego samego dnia 12-go grudnia, w krakowskiej „Nowej Reformie", ukazała się następująca korespondencja z Zakopanego p. t. Śmierć Sabały.
Śmierć Sabały.
Jeden z najstarszych, a zapewne i najinteligentniejszych naszych górali, Sabała Krzeptowski, zmarł dn. 8 bm. na Bystrzycy w Zakopanem. Któż z gości, odwiedzających ten uroczy zakątek Tatr, nie znał sędziwego starca, o typowej ściągłej twarzy, z inteligencją niepowszednią, obdarzonego znaczną dozą twórczości? Bajki Sabałowe, głośne w całym kraju naszym, wsławiły górala-twórcę i przedrukowane w. pismach, podawane z ust do ust, były cennym nabytkiem do literatury ludowej, a kreślone u-miejętnie, z zachowaniem gwary tutejszej, miały niepoślednie naukowe znaczenie dla językoznawstwa i psycho-logji ludu góralskiego.
Sabała, zamieszkały w dolinie Kościeliskiej, patrzył