30
niektóre były dwupiętrowe, prażąc nas mocno z tego dominującego stanowiska.
Jazdy pruskićj dwa szwadrony i trzy działa przeszły traktem ku Pogorzeli. Działa minęły folwark i łączkę, rzuciły się o jakie 5 do 600 kroków na prawo tćj drogi i tam dopiero zatrzymały się, a porozloko-wawszy działa zaczęli bić do naszych. Jazda ich ruszyła ku lasowi przekonana, iż nas odciąć zdoła. Nasza jazda lubo nie liczna, lecz dziwnym zagrzana animuszem, stała uszykowana również pod borem, a za przybyciem szwadronu Kirkora, nie oczekując rozkazu z takim impetem rzuciła się na jazdę pruską, że po żwawem starciu jazda regularnego wojska pruskiego uciekła, za co podobno następnie jednemu z tych szwadronów odjęto po jednój ostrodze na lat kilka za karę. O jednej ostrodze przez kilka lat musieli jeździć i chodzić owi rycerze.
Dwa pruskie działa oddzielone od swoich mokrą łączką, stały nieme bez asekuracyi. Wysłałem adju-tantów, aby mi przyprowadzili pluton jazdy dla ściągnięcia tych dział, ale daremnie; ani jazda nie przybywała, ani zdołałem nakłonić wrzeszczących kosynie-nierów pleszewskich do śmiałego ataku. Oficer artyleryi nie czekał też zbyt długo za naszem przybyciem, lecz z działami uciekł galopem. Szkoda, bo mając 30 koni można je było zabrać! Między kosynierami ówczesnemi nie było godnego następcy Bartłomieja Głowackiego! Niepowodzeniami osłabione nadzieje przytłumiły w piersiach ten ogień co z zwykłego śmiertelnika tworzy bohatera, którego czynem nowy liść wawrzynu byłby przybył do wieńca naszej chwały! — Szkoda!
Piechota pruska długo się jeszcze broniła między gumnami, zniszczywszy pałac doszczętnie, ostatecznie widząc swoje tyły zagrożone przez naszych, cofnęła się ku miastu, zabierając po drodze pozycyą koło kościoła i na cmentarzu opasanym wysokim murem. Nasi strzelcy wsparci armatkami spędzilii piechotę pruską od pałacu i ogrodu i zajęli oranżeryą, dachy kilku domów, oraz kląby na wzgórku ogrodu, przy bramie ku miastu. Z tej korzystnej pozycyi nasi zadali znaczną klęskę pruskiemu wojsku, a mianowicie wśród oficerów — bo strzelali z góry, celnie, powiedziałbym jak do kaczek.
W wojsku pruskiem dano trąbką znak do odwrotu, kolumny pruskie zbierały się pospiesznie, cofnęli się zupełnie z miasta. Wśród cofania się nowa spotkała ich niespodzianka; przechodząc przez rynek około domu zwanego „Bazarem", niespodziewanym zostali przywitani ogniem. Otóż wśród bitwy, gdyśmy byli zmuszeni opuścić miasto, a wojsko pruskie je zajęło, około 25 naszych strzelców zostało odciętych i ci schronili się na poddasze tego domu, śledząc przez wyrwanych kilka dachówek przebieg bitwy. Teraz widząc z onego poddasza spieszne cofanie się wojska pruskiego, i natarczywe postępowanie naszych kolumn, wyrwali resztę dachówek i dali salwę, czem i jak kto mógł w ściśnięte szeregi. Niektórych powstańców dubeltówki nabite loftkami, mało pożyteczne wśród otwartej bitwy, teraz przyprawiły Prusaków o znaczną stratę. Niespodziewane to przyjęcie wojsku regularnemu musiało się zdawać rozmyślnie urządzoną zasadzką, widok kilkudziesięciu rannych z ukrycia przeraził ustępującego nieprzyjaciela i odwrót zamienił się w ucieczkę.